Polska Granda Narodowa

Polska Fundacja Narodowa powstała celem poprawy wizerunku naszego kraju za granicą. Była to inicjatywa bardzo wątpliwa, ściśle państwowa i rządowa, pod kierownictwem ówczesnego ministra skarbu. Jej utworzenie nie było niczym dziwnym, gdyż rząd Zjednoczonej Prawicy od początku ma hopla na punkcie wizerunku, głęboko przeżywa głosy krytyki na przykład w zagranicznych mediach czy w Brukseli.

Z jednej strony robi wszystko, by Polskę izolować, np. w głosowaniu 27:1, w bezceremonialnym zrywaniu kontraktu, w kampanii antyniemieckiej, w aroganckich wypowiedziach na temat Komisji Weneckiej i innych ciał międzynarodowych, w obsadzaniu wszystkich stanowisk do stajennego włącznie, z przerabianiem muzeum na własne kopyto, a z drugiej strony tworzy Polską Fundację Narodową, swoiste ministerstwo propagandy, czy zleca pozytywny film fabularny w Hollywood. Astronomiczny budżet Fundacji, około 100 mln zł rocznie, płynie z kontrybucji spółek Skarbu Państwa, czyli z pieniędzy publicznych, państwowych. W skład Rady Fundacji wchodzą przedstawiciele Lotos, KGHM, PZU, PWPW itp.

Zamiast jednak poświęcić się propagandzie narodu i państwa polskiego, fundacja zajęła się propagandą… PiS. Kosztem 19 mln złotych wyprodukowano bilbordy i spoty powielające rządową kampanię służącą dyskredytacji panującego wymiaru sprawiedliwości i jego deformie, która budzi głęboki sprzeciw w kraju, za granicą, a nawet została zakwestionowana przez prezydenta Dudę. Sędzia, który ukradł batonik, słowa prof. Rzeplińskiego, żeby zostało, jak było, wszystkie chwyty zostały zastosowane, żeby wywrzeć presję na prezydenta, który przygotowuje własne projekty ustaw „sądowych”, i w ogóle na wszelkich krytyków deformy PiS.

W porządku, ale co to ma wspólnego z działaniem na rzecz poprawy wizerunku Polski za granicą i dlaczego ta partyjna kampania PiS odbywa się za publiczne pieniądze (19 mln zł!)? Przecież na finansowanie swojej propagandy partie polityczne otrzymują specjalne, wielomilionowe subwencje, żeby nie korzystały z innych źródeł finansowania. Tymczasem PiS powołuje fundację, ciało teoretycznie niezwiązane z państwem, które pod pozorem działalności statutowej asygnuje miliony na cel ściśle partyjny. (Odrobinę przypomina to niedawną kampanię bilbordową rządu Orbána przeciw Sorosowi. Ale Victor Orbán nie udawał, że za jego kampanią stoi jakaś „fundacja”).

Partyjna kampania za państwowe pieniądze to polska granda narodowa. Partia i rząd, tak normalnie zajęte uszczelnianiem kasy państwowej, tym razem umiały do niej same sięgnąć. PiS powinien te pieniądze zwrócić. A sprawą powinien zająć się prokurator.