Czardasz Orbana

Czardasza – narodowy taniec węgierski, narodzony w Siedmiogrodzie – cechują podobno dynamiczne zmiany tempa i figur. Jeśli tak, to premier Viktor Orbán jest nieodrodnym synem swojej ziemi.

Nie dalej jak w ubiegłym roku mówił, że Węgry „nie uważają tych ludzi za muzułmańskich uchodźców. Uważamy ich za muzułmańskich najeźdźców. Wielokulturowość to złuda. To migranci ekonomiczni poszukający lepszego życia”.

W sprawie imigrantów (na Zachodzie nazywanych „uchodźcami”) Orbán nie robił złudzeń. „Nigdy nie dojdzie do zgody w sprawie podziału imigrantów między państwami Unii Europejskiej”. Orbán należy do najtwardszych i coraz liczniejszych przeciwników otwierania bram Europy dla uchodźców. Nie tylko zresztą Europy. Niedawno Ameryką wstrząsnęły słowa prezydenta Donalda Trumpa, wypowiedziane w gronie współpracowników w Owalnym Gabinecie: „Dlaczego przyjeżdżają tutaj ci wszyscy imigranci z krajów na zadupiu?” (mowa o Haiti, Salwadorze i państwach Afryki Zachodniej).

Nic dziwnego, że dla rządu PiS Węgry Orbána wydawały się najlepszym sojusznikiem w walce z unijną polityką imigracyjną, w tym z nieszczęsnymi kwotami. Węgry były pierwszym państwem, w którym złożył wizytę nowy premier Polski, Morawiecki. „W interesie Węgier jest stanięcie obok Polski” – zapewniał Orbán w grudniu. „Kampania przeciw Polsce nie powiedzie się” – obiecał. W pewnym sensie Węgry stały się naszą twierdzą, kotwicą Polski w Unii. Głosy, jakoby Orbán był nieprzewidywalny, na zmianę nieprzejednany i elastyczny, były zbywane wzruszeniem ramion.

Aż tu nagle, jak w czardaszu, nieoczekiwanie pojawiła się nowa figura. W wywiadzie dla wczorajszego „Welt am Sonntag” premier Orbán odpowiedział m.in. na pytanie, „czy Węgry będą uczestniczyć w nowym unijnym systemie podziału uchodźców?”, następująco: „Pod pewnymi warunkami. Nie pozwolimy, by Bruksela dyktowała nam, kogo mamy przyjąć do naszego kraju. Tylko Węgrzy mogą zdecydować, komu wolno przebywać na węgierskiej ziemi. Po uwzględnieniu tego chętnie weźmiemy udział w systemie podziału uchodźców”.

Tylko tyle i aż tyle. „Fakt” napisał, że Jarosław Kaczyński „się wścieknie”. Istotnie, wypowiedź ta odbiega w tonie i w treści od tego, co mówił prezes o pierwotniakach roznoszonych przez imigrantów, od kategorycznych zapewnień Beaty Szydło i innych polityków PiS: „Ani jednego imigranta. Pomagamy tam, a nie tu”.

Na dowód czego pokazano w telewizji minister Kempę, jak lituje się nad chorymi dziećmi w Jordanii. Jutro ta przyjemność ma spotkać dzieci syryjskie. Moim zdaniem już sam wybór pani Kempy na stanowisko minister do spraw pomocy humanitarnej ma odstraszyć uchodźców – to postać krewka i konfrontacyjna, a nie samarytanka. Ale mniejsza o to.

Ważne, iż kolejna figura Orbána ma pokazać, że Budapeszt gotów jest rozmawiać, stawia warunki, a nie powtarza w kółko „nie”. Teraz, kiedy nowy rząd polski prowadzi ofensywę dyplomatyczną mającą pokazać, że w naszym kraju zmieniają się nie tylko twarze, ale i polityka, warto wziąć to pod uwagę. Może tak jak Orbán – zatańczyć z Europą, zamiast stać do niej tyłem.

Zaproszenie
Andrzej Olechowski i Jerzy Baczyński będą naszymi gośćmi w Radiu TOK FM we wtorek, 16 stycznia, godz. 20.05.