Geniusze dobrego imienia

Ryszard Czarnecki, odwołany ze stanowiska jednego z 14 wiceprzewodniczących Parlamentu Europejskiego, powinien się wstydzić. Powinien, ale nie okazał najmniejszej skruchy, tylko moc tupetu.

Mówi, że atak na niego to atak na Polskę. Co za pyszałek! Degradacja wiceprzewodniczącego to dla Polski nieprzyjemność, ale i dobra wiadomość, nie będziemy reprezentowani na tak wysokim szczeblu przez osobnika, który jest zdolny do takiego chamstwa jak porównanie polskiej deputowanej do szmalcowników.

Za granicą wstyd, niestety niejedyny. Zaledwie kilka miesięcy temu wprowadzono zmiany w rządzie, które miały m.in. poprawić katastrofalny wizerunek Polski i stosunki z innymi krajami. Miejsce powiatowej premier zajął premier światowiec, miejsce nieobliczalnego i aroganckiego ministra spraw zagranicznych – spokojny fachowiec.

Niestety, zanim zdążyli poprawić wizerunek (a to jest zajęcie na lata), Polska na własne życzenie spadła jeszcze niżej w hierarchii państw cenionych i lubianych. Powód? Beznadziejna, spartaczona ustawa o IPN, którą sam b. premier Jan Olszewski nazwał bublem prawnym. (Ciekawe, kim są autorzy ustawy, kto ją napisał? Świrski? Jaki?). Jeżeli już rząd chciał penalizować za „polskie obozy”, to należało to napisać i uchwalić wprost, świat by to zrozumiał i nie zwrócił uwagi, bo tych, którzy nie wiedzą, czyje były obozy, nie ma wielu.

Niestety, naszym geniuszom dobrego imienia to było za mało, zaczęli dodawać i rozszerzać ustawę tak niejasno, nieprecyzyjnie i groźnie, że wywołali skandal, którego Polska Fundacja Narodowa (ta od wizerunku) długo nie wymaże.

Prezydent Duda fatalną ustawę, niestety, podpisał – i wykonał zaledwie pół kroku wstecz, zwracając się do TK o pewne klaryfikacje. To mało, dużo za mało. Widocznie jednak Duda obliczył, że więcej nie może narazić się prezesowi i jego drużynie – jak usunął Macierewicza, to nie może na dokładkę podważyć ustawy i nie oburzać się na rozmaite, nieoparte na faktach wersje historii II wojny. Chyba premier Olszewski miał rację, że Duda musiał ustawę podpisać, ale (jak sądzę) powinien ją skierować do TK w całości, najlepiej przed jej podpisaniem, ale to już wymagało odwagi. Nie było o nią łatwo, skoro motłoch domagał się, żeby prezydent zdjął jarmułkę.

Reakcja zagranicy (wszak chodzi m.in. o wizerunek) jest chłodna. Nasz główny sojusznik, Rex Tillerson, sekretarz stanu USA, który kilka dni temu był w Polsce, powiedział: „Stany Zjednoczone są rozczarowane, że prezydent Polski podpisał legislację, która zakłada kary kryminalne za przypisywanie zbrodni nazistowskich państwu polskiemu. Rozumiemy, że ustawa zostanie przekazana do polskiego Trybunału Konstytucyjnego. Wprowadzenie w życie tej ustawy wpłynie negatywnie na wolność słowa i dociekań naukowych”. USA potwierdzają, że określenia takie jak „polskie obozy śmierci” są bolesne i nieprawdziwe, ale „uważamy, że najlepszym sposobem ich zwalczania są otwarta debata, badania naukowe i edukacja”.

Wizerunek Polski, i tak już w ruinie z powodu „dobrej zmiany” wymiaru sprawiedliwości, mediów publicznych, głosowania 27:1 i wielu innych, musi przyjąć jeszcze jeden cios: fatalną ustawę, która zaowocowała odnową antagonizmu, stereotypów, antysemityzmu, co nas w Stanach dodatkowo obciąża. Od 1989 roku nie było władzy tak szkodliwej dla wizerunku Polski.

Izrael okazał się bardziej koncyliacyjny, ale to nie jest supermocarstwo i ma w Polsce ważne sprawy, nie może nas po prostu besztać. MSZ tego kraju „wyraził nadzieję”, że badanie i ocalenie historii Holocaustu jest wspólnym obowiązkiem obu państw, i „ma nadzieję”, że do zakończenia obrad TK „uda się porozumieć co do zmian i poprawek”.

Naprzeciw Polsce wyszły Niemcy. Minister spraw zagranicznych Sigmar Gabriel potwierdził w całej rozciągłości wyłączną odpowiedzialność Niemiec za Holocaust. Ciekawe, co na ten temat napiszą przysięgli krytycy Berlina. Na razie milczą i rysują karykatury Merkel i demonicznego Schulza.

O ile Izrael i Niemcy mają związane ręce w sprawach polskich, o tyle Francja może się nie krępować. Nowelizacja ustawy o IPN jest „niewłaściwa” i „godna potępienia” – powiedział minister spraw zagranicznych Le Drian. „Nie należy pisać historii na nowo, to nigdy nie jest dobre” – dodał. Wyraził nadzieję, że „presja moralna będzie wystarczająco silna”, i że naród polski będzie umiał zmienić zdanie i sprawić, że w ciągu następnych kilku dni „uwolni się z tych okowów nałożonych mu przez godne pożałowania opcje nacjonalistyczne”.

Niestety, pożałowania godna opcja nacjonalistyczna cieszy się w Polsce znacznym poparciem, dzięki któremu PiS and Co. stara się zdobyć
większość konstytucyjną, ale to już inna sprawa. Adieu!

(Korzystałem z materiałów amb. Marka Greli na FB. Dziękuję!).