Ciuciubabka

9 maja, kiedyś zwany Dniem Zwycięstwa, został wygumkowany z pamięci, wkrótce będzie uznawany za dzień klęski narodowej, zamiast zwycięstwa jest przegrana, zamiast wyzwolenia jest wkroczenie, nie ma czego świętować, cieszą się tylko Rosjanie.

My natomiast gramy w ciuciubabkę zarówno w Brukseli, jak i w Warszawie. W negocjacjach z Komisją Europejską codziennie ogłaszamy jakieś ustępstwo, żeby natychmiast zapewnić, że jest ono drugorzędne i „nie wypacza reformy sądownictwa” (poseł Piotrowicz). Strona polska ogłasza ustępstwa i natychmiast sama siebie dezawuuje. Nie sądzę, żeby uważała prawników KE za naiwnych, wszak nawet dureń może przeczytać, co przedstawiciele Polski mówią w naszych mediach o taktyce. Polska raczej gra na czas i liczy na znużenie KE, na to, że Komisja wreszcie uzna jakiś dostarczony jej przez Polskę pretekst za wystarczający, co pozwoli triumfalnie ogłosić porozumienie, które umożliwi każdej ze stron zachować twarz, czyli zaklepać gwałt na Temidzie.

Najgorsze jednak już się stało. Wobec naszego kraju zastosowano procedurę z artykułu 7., co jest smutnym precedensem w dziejach Unii, a pozycja Polski na arenie międzynarodowej jest słabiutka, co będzie miało konsekwencje w trwających rozmowach na temat perspektywy budżetowej. Prawicowy do bólu historyk prof. Cenckiewicz, który często bywa w USA, powiedział dzisiaj na portalu wPolityce.pl, że wizerunek Polski w Ameryce jest fatalny, tragiczny. Zapytany, na czym to polega, wskazał między innymi, że w planach obu stron nie ma kontaktów na wysokim szczeblu (poza dwoma wizytami w Pentagonie ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka, który jednak przywoził pieniądze na zakupy). Jeżeli tak jest w tradycyjnie propolskiej Ameryce, to co dopiero w krajach Unii, które mają autentyczne problemy z Polską, większe niż USA? Ciuciubabka w Brukseli kiedyś się skończy porozumieniem, ale przegrani jesteśmy my.

Na arenie krajowej z kolei trwa ciuciubabka rządu z protestującymi osobami z niepełnosprawnościami oraz z ich opiekunkami. Zapytałem swoich gości w TOK FM (Paweł Kowal, Renata Mieńkowska-Norkiene i Jarosław Makowski), dlaczego rząd jest taki uparty. Przecież jeden odwołany bezsensowny propagandowy rejs patriotyczny dookoła świata już pozwolił „oszczędzić” ponad 10 mln zł. Polska Fundacja Narodowa (moim zdaniem – do likwidacji) to może być kopalnia pieniędzy na wsparcie tych nieszczęśników, którzy dźwigają ciężar przez całe życie.

Moi goście byli jednomyślni: rząd boi się, że jeżeli ustąpi, to śladem niepełnosprawnych pójdą inne środowiska, kolejne roszczenia. Więc gra w ciuciubabkę, a to chyłkiem zawrze porozumienie ze „swoimi” niepełnosprawnymi, a to przyjmie ustawę, która wychodzi leciutko naprzeciw protestującym, a to zajrzy do nich prezydent albo premier, a to im się przytruje, że „używają” chorych jako żywych tarcz, albo potrzebują pieniędzy na własne wydatki (czytaj: na wódkę). Byle nie stworzyć wrażenia, że rząd ustąpił.

Dobrze by było, gdyby nie uciekać się do różnych sztuczek i skończyć z tą ciuciubabką, gdzie z jednej strony są ludzie zdesperowani i zrozpaczeni, a z drugiej politycy, którzy nie wiadomo po co wydają miliony na Czartoryskich.