Weekend 3:0

Koniec tygodnia przyniósł kilka pomyślnych wydarzeń.

Referendum w sprawie przerywania ciąży w Irlandii – jednym z najbardziej katolickich państw Europy (i świata) – zakończyło się miażdżącym zwycięstwem zwolenników liberalizacji prawa. To kolejny sukces po tym, jak w 2015 roku zalegalizowano tam małżeństwa osób tej samej płci.

Dla niektórych to ważny krok ku „dechrystianizacji Europy”. Dla większości – krok w kierunku wyzwolenia kobiet. „Nie popieram aborcji, ale uważam, że ludzie powinni mieć prawo wyboru” – taki pogląd spotyka się często w wypowiedziach dla mediów. Jest to kolejny etap w formowaniu się tożsamości nowoczesnej Irlandii – kraju młodego, który uzyskał niepodległość dopiero w 1922 r.

Konstytucja Irlandii mówi jeszcze, że miejsce kobiety jest w domu, co jest rzekomo ważne dla państwa i mieszkańców. Kierunek zmian jest jasny. Od lat 70. ubiegłego wieku zalegalizowano w Irlandii środki antykoncepcyjne, zniesiono zakaz pracy kobiet zamężnych w sektorze publicznym, usankcjonowano prawnie równe płace za równą pracę kobiet i mężczyzn. Wynik najnowszego referendum dopuszcza aborcję po konsultacji z lekarzem do 12. tygodnia ciąży, a do 24. tygodnia – jeżeli dwaj lekarze uznają, że ciąża stanowi poważne zagrożenie dla zdrowia i życia kobiety. Zmniejszy to „turystykę aborcyjną” do Wielkiej Brytanii (170 tys. przypadków w latach 1980-2016) i innych krajów.

Wynik referendum w Irlandii to większe osamotnienie Polski, krok do pozostania skansenem Europy. Jestem przeciwnikiem przerywania ciąży, ale nie za wszelką cenę, decyzja powinna należeć do kobiety. Ufam, że kiedyś piekło kobiet skończy się i w Polsce.

W Polsce z kolei zakończył się strajk osób z niepełnosprawnościami oraz ich opiekunek (-ów), który trwał w Sejmie 40 dni. Jest to decyzja spodziewana i słuszna. (Sądziłem, że już Wałęsa „zakończy” strajk). Osoby te są godne podziwu, zasługują na naszą wdzięczność. Jak już pisałem, osoby niepełnosprawne w Polsce dopiero „wychodzą z szafy”. Jeszcze dużo wody upłynie, zanim będą mogły wyjść, dokąd chcą, zanim znikną progi i wysokie krawężniki, ciężkie drzwi i domy bez windy, puste portfele, niedostępne toalety itd.

Strajkujący zdołali otworzyć wielu ludziom oczy na los niepełnosprawnych, ich najbliższych i opiekunek. Rząd zapewne jest zadowolony, że „przetrzymał” strajkujących, może uznać zakończenie strajku za potwierdzenie swojej stanowczości, co każe innym środowiskom dobrze się zastanowić, zanim wystąpią z żądaniami.

Nic bardziej mylnego. Rząd co prawda uznał jeden postulat strajkujących, ale zarazem przyznał, że sytuacja finansowa państwa nie jest tak dobra, jak zapewniał premier Morawiecki. Usłyszeliśmy wiele słów niestosownych, jak mówienie, że strajk jest polityczny, manipulowany przez opozycję etc. Postępowanie władz, które coraz bardziej utrudniały życie strajkującym, posuwając się nawet do szarpaniny rosłych funkcjonariuszy Straży Marszałkowskiej z kobietami, było żenujące. Pomysł z „daniną solidarnościową” jest beznadziejny, to szczyt obłudy – lepiej wprowadzić nowy próg podatkowy, niż urządzać kpiny i używać słów w rodzaju „danina” i „solidarność”. Kościół jeszcze raz nabrał wody w usta. Strajkującym wielkie dzięki, wykonali ważny krok w kierunku państwa przyjaznego ludziom, którym oby Polska kiedyś się stała.

Wydarzenie znacznie mniejszego kalibru, ale niezapomniane dla miłośników futbolu, to mecz piłkarski Real Madryt – Liverpool, który obejrzałem w sobotę w towarzystwie specjalisty, jakim jest mój wnuk (12 lat), zawodnik klubu „Drukarz” w Warszawie. Jak przystało na znawcę – trafnie przewidział wynik, za co przekazałem mu należne słowa uznania.

Ale prawdziwe słowa podziwu należą się piłkarzom. To był wielki mecz, futbol w najlepszym wydaniu. Szybkość, precyzja podań, waleczność, dramaturgia spotkania, wzloty i upadki (utrata po jednym zawodniku, w tym Salaha, z powodu kontuzji), wspaniałe zagrania, niezapomniany strzał Garetha Bale’a z „przewrotki” tyłem do bramki, a także katastrofa bramkarza Liverpoolu, który przez nikogo nieatakowany, nonszalancko wyrzucił piłkę prosto pod nogi doświadczonego piłkarza Realu Karima Benzemy – te i wiele innych momentów złożyły się na pasjonujące widowisko, ucztę dla milionów. Oby była to zapowiedź udanego mundialu. Ja już szykuję formę przed telewizorem. (O żyletkarzach w polskiej piłce – innym razem).