Parodia debaty

Telewizja Publiczna zorganizowała „debatę warszawską” z udziałem trójki dziennikarzy (TVP, Polsat, TVN24) i 14 kandydatów (-ek) na prezydenta Warszawy. Pomysł chybiony, z góry skazany na niepowodzenie: dziennikarze mieli po 30 sekund na zadanie pytania, a kandydaci mieli po 45 (!) sekund na odpowiedź.

Jak można odpowiedzieć na obszerne pytania – np. o to, czego jest za mało albo za dużo w Warszawie, do kogo kandydaci adresują swój pogram, czy jest różnica między „słoikami” a rodowitymi warszawiakami – w 45 sekund?!

To była satyra debaty, powtarzały się narzekania na piece (kopciuchy; oczywiście wymienić), za mało żłobków i przedszkoli (oczywiście zbudować), o służbie zdrowia i sporcie nie mówiono, o zawłaszczeniu pl. Piłsudskiego przez rząd nie wspomniano. Na tle ciągle tych samych banałów zwracała uwagę niestosowna wymiana uszczypliwości Patryk Jaki–Rafał Trzaskowski, klasowy rys kandydatów lewicy (Piotr Ikonowicz o różnicach biedni–bogaci w Warszawie), plus kilka głosów rozsądku, w sumie jednak – strata czasu, katalog pobożnych życzeń i pustych obietnic, których nie można było podważyć, bo nie było kiedy. Na dyskusję nie było ani chwili.

Patryk Jaki kilkakrotnie wykorzystywał swój status ministra i kandydata władzy, mówiąc np., że ma zobowiązania rządu do sfinansowania jego obietnic (m.in. nowe linie metra i inne „drobiazgi”), czyli dalszy ciąg korumpowania wyborców. Gospodyni programu Edyta Lewandowska – jak przystało na TVP – pilnowała, żeby PiS-owi nie stała się krzywda.

W sumie u progu długiego sezonu wyborczego – przestroga, jak nie należy organizować debaty: za dużo uczestników, za dużo deklamacji i deklaracji, zero dyskusji i wymiany myśli. Jak można w 45 sekund ocenić dorobek Warszawy (jej władz) w czasie minionych 8-12 lat? Jak można przedstawić swój program w 45 sekund? I to wszystko ponad pół wieku od pierwszych debat telewizyjnych w USA.

W sumie – szkoda było czasu i atłasu.