Smok warczy na Unię

Smok wawelski, czyli Uniwersytet Jagielloński, stał się chyba jakąś konserwatywną fortecą, wylęgarnią bezkompromisowej i „niezłomnej” Polski, w skład której wchodzą m.in. profesorowie Nowak, Szczerski (nie mówiąc już o prezydencie Dudzie), a dołączył do nich prof. Andrzej Bryk.

W niewielkim artykule („Uderzenie w niepokorne Węgry”, „Rzeczpospolita” z 23 października) używa dosadnego języka:

Ikona liberalnej lewicy w Parlamencie Europejskim Guy Verhofstadt, [uwaga, uwaga] cyniczny biurokrata i strażnik ideologii liberalnej, nienawidzący niewłaściwych wyborów demokratycznych, krzyczał w PE, by Kaczyński porzucił niewłaściwą utopię tworzenia nieliberalnej demokracji. (…) Tak suwerenną postawę (Orbána) liberalny establishment europejski uznał za bezczelność parweniusza.

Prasa liberalna Europy – pisze prof. Bryk – lamentuje, że cała Europa Środkowa stała się matecznikiem nieliberalnej demokracji zagrażającej „wartościom europejskim” (cudzysłów autora). Liberalno-lewicowa elita traktuje Europę Środkową jako ciągle wymagającą nadzoru i zapóźnioną w integracji według modelu zachodniego. Polskie i węgierskie reformy wywołały zmasowany atak liberalnego establishmentu. Według autora Viktor Orbán przeciwstawił liberalnej demokracji alternatywną wizję chrześcijańskiej demokracji. Suwerenną postawę wobec imigracji liberalny establishment uznał za „bezczelność parweniusza”, oczywiście przy współpracy „amerykańskiego finansisty i spekulanta”.

Tymczasem, moim skromnym zdaniem, liberalne elity mają często (acz nie zawsze) rację, np. kiedy protestują przeciwko węgierskim i polskim „reformom” sądownictwa czy zawłaszczaniu mediów publicznych. Mają też problemy, np. dominację dużych (Francja, Niemcy). Pomiędzy Europą Zachodnią a naszym regionem występuje czasami zrozumiałe napięcie. Już w XV w. Europa Środkowa była ekonomicznie wyraźnie bardziej zacofana i zacofanie to likwiduje dopiero po upadku komunizmu. W dużym stopniu korzysta przy tym z gigantycznych subwencji Unii Europejskiej.

Odmienne losy obu części Europy powodują, że na Zachodzie dominują wartości inne niż u nas. U nich: indywidualizm, konkurencja, liberalizm, racjonalizm, prawa człowieka. U nas: tradycja, historia, tożsamość narodowa, naród, religia. Wszystko to nie oznacza, że mamy warczeć i być wściekli na Unię czy opowiadać kompromitujące bzdury (jak prezydent Duda o żarówkach). Zachód chce szybkiej i dalekiej integracji w kierunku federacji. Polska, Węgry chcą „unii narodów”, luźnej, pozostawiającej szerokie kompetencje państwom narodowym, z naciskiem na suwerenność (aczkolwiek to się może z czasem zmienić).

Obie postawy są zrozumiałe, trzeba stopniowo dążyć do ich zbliżenia, ale czy trzeba zaraz szczerzyć kły, opowiadać głupstwa i – chcąc nie chcąc – zmierzać do polexitu?