Strzał w dziesiątkę!

Co za pech: dowiedzieć się w Singapurze, że jest się w centrum afery w Polsce!

„Gazeta Wyborcza” odpaliła bombę, ujawniając, że przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego Marek Chrzanowski usiłował skorumpować znanego milionera i bankiera Leszka Czarneckiego. W zamian za przychylność KNF wobec jednego z banków Czarneckiego ten miałby zatrudnić (za wielomilionowym wynagrodzeniem) prawnika wskazanego przez Chrzanowskiego.

Rewelacja „Gazety” okazała się strzałem w dziesiątkę, ponieważ przewodniczący KNF po kilku godzinach podał się do dymisji, premier Morawiecki tego samego dnia zwołał u siebie naradę z udziałem wszystkich świętych (Ziobro, Kamiński, szefowie służb), prezydent Duda wezwał Zdzisława Sokalę (swojego przedstawiciela w KNF) i żadne prawicowe medium nie zaprzeczyło rewelacjom „GW”. Dziennikarze „Gazety” (Wojciech Czuchnowski i Agnieszka Kublik) mają prawo do dumy. Ujawnili znaczną szkodę na niekorzyść naszego państwa, jaką wyrządzili sprawcy afery. Jest to bowiem cios w reputację naszego kraju, zwłaszcza w kołach finansowych, wśród potencjalnych inwestorów.

Nie jest to zwykle usiłowanie korupcji. Po pierwsze, ma miejsce pod rządami PiS, którego prezes Kaczyński przy każdej okazji powtarza, że do władzy nie idzie się dla pieniędzy. Po drugie, skandal ma miejsce akurat w instytucji, która ma na celu troskę o czystość sektora finansowego. Trudno byłoby znaleźć podobny przypadek, to jak zabójstwo na komendzie policji albo korupcja w sądzie. Po trzecie, Marek Chrzanowski został mianowany przez premier Beatę Szydło, której „praca, służba i pokora” nie schodziły z ust. Po czwarte, afera może zatoczyć dużo szersze kręgi niż dzisiaj ujawniono, KNF tkwi w samym sercu sektora finansowego, z którego wywodzi się premier Morawiecki. Na pewno dowiemy się dużo więcej.

Dobrze byłoby, gdyby Sejm z podobną dociekliwością co w sprawie afery Amber Gold zabrał się za aferę przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego Marka Chrzanowskiego. Wątpię, czy władza wykaże podobną determinację. Już powtarza zgodnym chórem, że komisję sejmową powołuje się wtedy, kiedy inne instytucje (prokuratura, służby) nie działają, albo że jesteśmy zbyt blisko wyborów, kiedy komisja zostaje automatycznie rozwiązana. Dziwne to alibi. O ile pamiętam, to komisję powołuje się wtedy, kiedy jest to na rękę władzy. Gdyby przewodniczący KNF był człowiekiem Tuska albo Kopacz – o tak, wtedy pani Małgorzata Wassermann miałaby pełne rączki roboty.