Skok na bank

„Nic się nie stało, Polacy” – słyszymy np. na portalu wPolityce z ust samego Bronisława Wildsteina. Tymczasem stało się i to dużo.

Marek Chrzanowski, przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego, „zaprosił” do siebie milionera i właściciela co najmniej dwóch banków w tarapatach (nb banków polskich) na rozmowę w cztery oczy i przy włączonych „szumidłach” (słowo, które zrobiło karierę z dnia na dzień). Już sam ten fakt pachnie kryminałem, a przynajmniej powieścią kryminalną. Właściciel banków przychodzi nafaszerowany aparaturą nagrywającą i fotografującą niczym tajny detektyw lub agent policji. Z kolei gospodarz Marek Chrzanowski, cudowne dziecko układu (ma zaledwie 37 lat i zajmuje jedno z najwyższych stanowisk państwowych w świecie finansów), ma gabinet maksymalnie wyciszony, jak „pokój sytuacyjny” w Białym Domu. Szumidła zostały zainstalowane przez prywatną firmę, bo (jak można się domyślać) gdyby zrobiły to służby, pozostawiłyby po sobie własną aparaturę.

Już sama ta sceneria, jeszcze bez znajomości treści rozmowy, jest niesłychana. Nasuwa podejrzenia, że musi się dziać coś nielegalnego i tajemniczego, co trzeba utrzymywać w tajemnicy, ba, w trakcie rozmowy panowie upewniają się, że rozmawiają w dyskrecji, bez świadków. Albo dr Chrzanowski, prezes KNF, ma za sobą potężnych protektorów, którzy na takie spotkanie wyrazili zgodę, albo jest po prostu za młody, za naiwny, nie dorósł do swojego stanowiska, mówiąc delikatnie – niezbyt rozumny. Stoi to w sprzeczności z pełną uznania opinią prezesa NBP Adama Glapińskiego na temat Chrzanowskiego – jego byłego studenta i współpracownika naukowego.

Jeżeli więc p. Chrzanowski nie jest taki głupi ani nie jest częścią potężnego układu, to znaczy, że mamy do czynienia ze zwykłą hucpą. Oto prezes KNF – instytucji powołanej do pilnowania czystości sektora finansowego – czyni Czarneckiemu „propozycję nie do odrzucenia”: Czarnecki przyjmie do pracy wskazanego mu prawnika, który zagwarantuje spokój jego bankom, a w zamian słono zapłaci, ile dokładnie, nie wiadomo (ponieważ wizytówka, na której miało to zostać napisane, zaginęła), ale nie jest to takie istotne. Bez przesady jest to propozycja rodem z filmów o mafii, która zapewnia „ochronę” właścicielom barów, restauracji i domów uciechy na ich terenie. Jest nawet gorzej niż w filmie: propozycję składa szef policji finansowej.

Z pokoju wyciszonego przez szumidła prowadzą liczne tropy do znaczących osobistości oraz instytucji państwa polskiego: Chrzanowski był członkiem Rady Polityki Pieniężnej z ramienia PiS, jednej z najważniejszych instytucji finansowych w każdym kraju, a także Narodowej (jakże by inaczej?) Rady Rozwoju przy prezydencie RP, jego protektorem jest Glapiński, prezes NBP, jeden z najbliższych współpracowników Jarosława Kaczyńskiego jeszcze z czasów Porozumienia Centrum. Ważną rolę w sprawie odgrywa Zdzisław Sokal, prezes Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, przedstawiciel prezydenta w KNF, a osobą wskazaną Chrzanowskiemu do zatrudnienia jest tajemniczy prawnik z Częstochowy Grzegorz Kowalczyk, który był we władzach warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych i jednego z banków, ale nie wiedział (?), jak twierdzi, że jest jedynym kandydatem na lukratywne stanowisko u Czarneckiego.

To, co powyżej napisałem, to tylko wierzchołek góry lodowej, aspekt sensacyjno-filmowy, gdyż tak naprawdę chodzi o wielką politykę i o wielkie pieniądze – o doprowadzanie do upadku i o przejmowanie banków, w tym przez banki państwowe, co miałoby prowadzić do nacjonalizacji banków, ich „polonizacji”, czytaj: podporządkowania politykom. Za tym wszystkim kryje się także walka na najwyższych szczeblach o władzę. Morawiecki, Ziobro, Szydło, Glapiński i spółka. Oczywiście władza będzie uspakajać, że nic się nie stało, Polacy, a instytucje państwa działają normalnie (jak na państwo mafijne).