Gambit pani mecenas

Pani Jolanta Turczynowicz-Kiryłło, znana kiedyś szachistka (już nieczynna w tym charakterze), jest adwokatką i rozgrywa trudną partię. Mianowicie jest pełnomocnikiem (pełnomocniczką?) Narodowego Banku Polskiego, a nad tą szacowną instytucją zaczęły kłębić się chmury, „burzę zwiastuje nam wiatr”.

Najpierw w aferze KNF, kiedy panowie Chrzanowski i Czarnecki po intymnym spotkaniu nagranym mimo szumideł udali się na pogawędkę do prezesa NBP prof. Adama Glapińskiego, jednego z najbliższych współpracowników prezesa Kaczyńskiego. Gdyby JK nie miał stuprocentowego zaufania do AG, toby mu nie powierzył tak kluczowego stanowiska. A dlaczego obaj panowie po rozmowie, podczas której padła propozycja korupcyjna, udali się do prezesa Glapińskiego – tego nadal nie wiemy.

Jeszcze nie udało się rozwiązać afery KNF, a już nadeszła kolejna burza. Zdradzieckie media, z „GW” na czele, doniosły, że dyrektor departamentu komunikacji (coś à la rzeczniczka) NBP zarabia ponad 65 tys. zł miesięcznie + dochód z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, w którym powierzono jej dodatkowe zajęcie (i wynagrodzenie). To jest więcej, niż zarabia prezydent Francji, i prawie tyle co kanclerz Niemiec. Wielokrotnie więcej niż prezydent Duda. NBP nabrał w tej sprawie wody w usta. Odezwała się tylko pani mecenas, która udzieliła wywiadu portalowi wPolityce.pl braci Karnowskich.

Gambit Turczynowicz-Kiryłło jest zaskakujący. Znana szachistka gra czarnymi, więc odpowiada na pytania białych. „Czy nie uważa Pani, że NBP powinien to wyjaśnić?”. „Prof. Glapiński, jako prezes NBP odpowiedzialny m.in. za stabilność finansową państwa, nie może się wdawać w pozamerytoryczne dyskusje, spory itd. Powaga tej instytucji, wręcz interes narodowy wymaga, by nie była ona aktorem sceny politycznej”.

(…) „W interesie państwa leży, by NBP miał odpowiedni prestiż, a celowe i bezpodstawne podważanie zaufania do jego organów uważam za poważne wykroczenie”.

(…) „Wiązanie Banku Centralnego z aferami na podstawie domysłów czy medialnych spekulacji jest nadużyciem, które jest sprzeczne z interesem państwa”.

(…) „To po prostu nieprzyzwoite, te dziesiątki publikacji ciągle o tej samej osobie, te same teksty, do znudzenia, do zaszczucia. Obrażanie przez insynuowanie pozazawodowych relacji, nazywanie Dyrektor Departamentu NBP dwórką, aniołkiem czy asystentką, pomijając całą szowinistyczną otoczkę kpiącą z kobiety, matki, żony, z powodu je urody i wieku, jest akademickim przypadkiem przekroczenia wolności słowa. (…) Stalkingowe publikacje, również te w internecie, moim zdaniem powinny być zbadane przez odpowiednie instytucje państwowe”.

(…) „To już w naszym kraju atrakcyjne dziewczyny nie mogą zajmować eksponowanych stanowisk, żeby nie snuć nieetycznych domysłów? Gdzie są tym razem RPO i organizacje broniące praw kobiet?”.

(…) „Ośmieszanie Dyrektorów Departamentów jednej z najważniejszych państwowych instytucji – NBP – z tego tylko powodu, że są atrakcyjnymi kobietami, staje się metodą i narzędziem walki politycznej, to budzi mój głęboki i zasadniczy sprzeciw”.

(…) „38-letnia atrakcyjna kobieta [odważna i zasłużona – DP] – jest na pewno niewygodna, bo zaprzecza kreowanym przez Wyborczą stereotypom tzw. moherowego PiS”.

(…) „Redaktor Czuchnowski ma nieukończone studia na filmoznawstwie. Zaś pani Wielowieyska…” – tu przerywamy gambit mecenas NBP, pozostawiając resztę domyślności blogowiczów, którzy mogą przeczytać całość w internecie. Bank nadal milczy, nie ujawnia zarobków w instytucji bądź co bądź państwowej. Jej strategia jest banalna: zamykać usta krytykom, by nie kołysali ważną instytucją państwa polskiego, bo to jest działanie na jego szkodę.

Zaczynałem lekturę wywiadu pani mecenas z życzliwym zainteresowaniem, ponieważ w dzieciństwie namiętnie grałem w szachy (oczywiście bez sukcesów, nawet nie udało mi się zarazić wnuków), a na starość mam córkę dokładnie w jej wieku. Dlatego po zapoznaniu się z otwarciem pani Jolanty Turczynowicz-Kiryłło tym bardziej martwię się o końcówkę.