Nobel w sandałach, czyli nieważne pytania

Z góry uprzedzam, że to nie jest wpis poważny, raczej ciekawostki po niedzieli. Jeżeli ktoś ceni swój czas i szuka poważnych refleksji, to nie tym razem, radzę przewinąć. Wstyd zajmować się takimi błahostkami, kiedy trwa kampania, wali się imperium, a Putin ostrzy zęby. Niech mnie usprawiedliwi pierwszy kwietnia (choć obie historie są prawdziwe).

A teraz ad rem. Jedną z mocnych stron tygodnika „The New Yorker” jest oprawa graficzna, w tym piękne ogłoszenia – kreacje, modelki, domy mody. Zazwyczaj barwne, efektowne, przyciągające oko. Jakież było moje zdumienie, kiedy zobaczyłem pierwsze ogłoszenie w numerze z 18 marca (str. 9). Radzę zajrzeć.

Fotografia przedstawia starszego pana, który stoi przy biurku. Jest „na luzie”, z rękami w kieszeniach, ubrany niezobowiązująco „po domowemu”, w koszulę, dżinsy i w sandałach. W pierwszej chwili nie wiadomo, co ten pan reklamuje i dlaczego fotografia jest taka skromna. Pomaga nam niewielki napis „Birkenstock. Tradycja od 1774”. (Znana firma obuwnicza, specjalizująca się w sandałach, klapkach, „zdrowym obuwiu”).

Ale i w tym nie ma niczego nadzwyczajnego. Dopiero podpis drobnym drukiem pod zdjęciem stanowi tzw. clou: „Thomas Suedhof – biochemik, laureat Narody Nobla w dziedzinie fizjologii lub medycyny, w czarnych, skórzanych (sandałach) Milano, kupionych w 2018 r. Sfotografowano w Stanford, 2018” (to najbardziej znany uniwersytet w Kalifornii).

Profesor S. w młodości kształcił się w dziedzinie muzyki, z czasem ukończył medycynę. Dwaj jego nauczyciele, czy mistrzowie, również byli laureatami Nobla. Jego druga żona jest neurologiem i neurochirurgiem. (To specjalność bliska zainteresowaniom profesora). Suedhof ma siedmioro dzieci, ale program 500 plus go nie obejmuje. Być może dlatego zgodził się wziąć udział w reklamie? A może zrobił to dla żartu albo przeznaczył honorarium na cele charytatywne? Kto wie, niech napisze.

Jeszcze jedno nieważne pytanie. Na portalu wPolityce.pl braci Karnowskich czytamy:

Reporterzy Superwizjera TVN Anna Sobolewska i Bertold Kittel przygotowali reportaż „Farma trolli”. Dziennikarz ZWIĄZANY z tygodnikiem „Polityka” Jan Rojewski zarzuca autorom materiału, że oparli się na informacjach z jego materiału, jednak nie skontaktowali się z nim przy powstawaniu materiału”.

(Podkreślenie moje). Jestem „związany” z „Polityką” ponad 50 lat i nie przypominam sobie, żeby z tym pismem związany (!) był ktoś, kto nazywa się Jan Rojewski. Oczywiście, czas robi swoje, skleroza, starość, na pewno nie pamiętam setek, tysięcy autorów, jacy pojawili się na naszych łamach. Ale żebym nie pamiętał kogoś ZWIĄZANEGO z tym pismem, toby mnie poważnie zaniepokoiło. Więc może ktoś wie, „who is who” i na czym polega(ł) jego związek w „Polityką”?

Jakieś pół wieku temu na rogu ulic Świętokrzyskiej i Jasnej w Warszawie mieścił się duży sklep Mody Polskiej z konfekcją męską. Wisiała tam marynarka, do której przypięta była kartka: „Zarezerwowane dla redaktora Pisarka z POLITYKI”. Była to postać mityczna. Poszukiwania redaktora Rojewskiego trwają. Byłbyż to kolejny troll wymyślony przez oszustów z TVN? Marynarka czeka!

Swoją drogą ciekawe, kogo znajdą wcześniej: Rojewskiego czy Falentę?