Po pierwsze – nie mamy armat

Najważniejszą przyczyną porażki wyborczej opozycji był (i jest!) brak programu. Jest to także groźna przestroga przed wyborami do parlamentu.

Brak jasnego, wyrazistego, przekonującego programu, wbijanego wyborcy do głowy w mediach, spotkaniach, podróżach po kraju. Jako jedną z głównych przyczyn klęski wyborczej opozycji wymienia się też nieudolną kampanię, a miejscami nawet jej brak, ociężałość, lenistwo, trochę podobnie jak w kampanii Komorowskiego. Patrząc wstecz, Platforma nie dała się poznać jako partia walki, raczej jako partia trwania.

Dr hab. Andrzej Zybertowicz, doradca społeczny prezydenta (obaj nie są z mojej bajki), zadał ostatnio ciekawe pytanie (streszczam własnymi słowami): jak to się dzieje, że opozycja, która ma za sobą zdecydowaną większość inteligencji, przynajmniej tej akademickiej, nie potrafiła stworzyć programu, podczas gdy władza program ma, posiada jasny przekaz, chociaż większość intelektualistów za nią nie stoi?

Pierwsza, nieco złośliwa odpowiedź brzmi: ponieważ zaroiło się od „profesorów”, pseudoprofesorów, ich pogłowie rośnie jak na drożdżach (nie mówię o profesorach „belwederskich”, których też się przystrzyże w miarę zmian procedury i składu komisji). Dlatego poparcie wielu z nich niekoniecznie jest takie korzystne, nie zamienia się w ciekawe idee.

Po drugie, liberalna profesura nie jest głodna, jest raczej urządzona. Żyje skromnie, zwłaszcza w porównaniu ze swoimi odpowiednikami na Zachodzie, ale do tego dochodzi prestiż, czasami wyjazd na wymianę, konferencję, stypendium, staż, wspólne przedsięwzięcia międzynarodowe.

Szerzej pojęta inteligencja, zwana twórczą, podnosi kwestie pierwszorzędne, np. dyskryminację kobiet i w ogóle stosunek do mniejszości etnicznych i seksualnych, walczy w obronie prawdy historycznej, fałszowanej przez dostawców oleodruków na zamówienie władz, broni muzeów, tworzy filmy, które podbijają świat (ale niekoniecznie są dobrze widziane przez władzę), pisze piękne książki. To nie wystarczy, bo nie ma związku z codziennym doświadczeniem wyborców.

Łatwiej trafić do wyborców pisowską wersją historii – megalomańską, ksenofobiczną, ale zaspokajającą potrzebę dumy i „lepszości”. Podobnie walka z „elitami”, z Jandą, Holland, Olbrychskim – wszystkimi, którym się nie podoba. Kłamstwo jest narzędziem PiS, podobnie jak strach – strach przed Unią, przed euro, przed Niemcami, przed Rosją, przed „pedałami”, przed amerykańskimi Żydami, przed norweskimi sądami, które zabierają polskie dzieci.

To wszystko jest nam obce i nie nadaje się do programu partii centrowej, wszystko jedno: centrolewicowej czy centroprawicowej, także Koalicji Europejskiej. Ale co w zamian? Nie wystarczy wyśmiewać bredni mediów rządowych, trzeba przedstawić własną (nomen omen) platformę. Nie wystarczą ogólniki w sprawie służby zdrowia. Tłuste koty muszą się ruszyć, to prawda, i to od jutra. Chyba jest już za późno, ale jeśli chcemy sprawić cud, to dajmy Panu Bogu szansę. Z czym ma ruszyć Koalicja do wyborców, jeśli nie ma armat?
ZAPROSZENIE
4 czerwca tuż, tuż…
Prof. Jan Skórzyński, historyk Solidarności, Sławomir Sierakowski, twórca Krytyki Politycznej i dr Karolina Wigura, Kultura Liberalna i UW będą naszymi gośćmi w Radiu TOK FM, niedziela, 2 czerwca, godz. 10.05.