Hiszpania – Grabara 5:0

Oburzająca wiadomość. We włoskim mieście Bolonia, w ramach piłkarskich mistrzostw Europy do lat 21, padł wynik Hiszpania–Polska 5:0. Wszystko sprzymierzyło się przeciwko naszym chłopcom.

Na widok tego, co robili Hiszpanie, nóż otwierał się w kieszeni. Wystarczył rzut oka na boisko, żeby zobaczyć niegodne chwyty przeciwników. Już w czasie ceremonii otwarcia okazało się, że Hiszpanie nie znają naszego hymnu narodowego. Z głośników płynął Mazurek Dąbrowskiego, a oni stali jak gamonie, ani be, ani me, ani kukuryku! „To miało wyprowadzić naszych chłopców z równowagi, ale braliśmy ten wariant pod uwagę. Odpowiedzieliśmy im pięknym za nadobne” – powiedział w przerwie meczu jeden z psychologów w polskiej szatni.

Pierwsze, co rzucało się w oczy, to że ich piłkarze byli ubrani jednakowo, wszyscy tak samo! (Z wyjątkiem bramkarza, który był im niepotrzebny, bo nie miał nic do roboty, więc wystąpił w garniturze, wiedząc, że go nie pogniecie). Jednolity strój Hiszpanów znacznie utrudniał nam grę w obronie.

Zdezorientowani piłkarze polscy musieli najpierw przeczytać nazwiska na plecach Hiszpanów. Jeżeli np. czekaliśmy, aż podejdzie do nas Jorge Mera, a podbiegał jakiś bliżej nam nieznany Hiszpan, to musieliśmy obiec go dookoła, żeby przeczytać jego nazwisko – Dani Ceballos – czyli zobaczyć „who is who”. Trudno grać w ciemno. Trzeba powiedzieć, że Hiszpanie często szli naszym na rękę i pokazywali im plecy. Hiszpan z piłką na ogół odwraca się plecami, co utrudnia nawiązanie z nim kontaktu.

Nie mogliśmy dopuścić, żeby w naszą obronę wkradł się chaos. I nie dopuściliśmy. Od pierwszego do ostatniego gwizdka graliśmy w defensywie konsekwentnie, nie zostawiając przeciwnikowi wyboru. „Nie miałem wyboru” – tłumaczyli się po kolei hiszpańscy zdobywcy bramek. „Polacy nie pozwolili nam grać do tyłu, nie pozostawili nam innej możliwości niż gra do przodu. A tam w bramce stał Kamil Grabara i bronił świetnie, dzięki czemu wygraliśmy nieznacznie, zaledwie 5:0. Zasłużyliśmy na więcej” – powiedział Martin Aguirregabiria, schodząc ze zwieszoną głową z boiska. „To dla nas wielki zaszczyt wygrać z tak znakomitym przeciwnikiem” – mówili zgodnie.

Wracając do gry w defensywie. Kiedy już udało się obejrzeć Hiszpana od tyłu, żeby przeczytać, kogo kryjemy, okazywało się, że przeciwko nam wystawiono futbolistów o najtrudniejszych nazwiskach. Owszem, byli piłkarze na cztery litery, tacy jak Ruiz czy Olmo, ale przeważali Oyarzabal i Aguirregabiria. Mają nazwiska tak długie, że nie starczało im pleców.

Jak z takimi grać? „Gdyby je mieli wypisane z przodu, byłoby dużo łatwiej ich zidentyfikować” – powiedział asystent selekcjonera. Weźmiemy to pod uwagę. Nasi chłopcy są w stanie nauczyć się każdego nazwiska, np. Schwarzenegger, ale to wymaga czasu.

Hiszpanie grali i zachowywali się na boisku niesportowo. Przede wszystkim przeszkadzali nam grać. Człowiek jechał tak daleko, żeby sobie pograć, a oni na wszelkie sposoby utrudniali. Polski piłkarz pozwala Hiszpanowi, który dostał futbolówkę, rozejrzeć się po boisku, zastanowić się, do kogo ją wysłać, i tam ją kopnąć.

Natomiast Hiszpanie są głodni piłki. „Kiedy tylko dostawałem piłkę lub ją wyrwałem Hiszpanowi, już miałem ich dwóch na karku. Nie pozwalali grać futbolówką, byli tak wygłodzeni, że nie sposób było im odmówić. Widać, że od miesiąca nie mieli piłki w ręku” – skarżył się nasz futbolista. „Nasi chłopcy dobrze grali nogami, ale mieli mało okazji, żeby to pokazać. Pracowaliśmy nad tym, żeby każdy wiedział, która jest jego noga wiodąca, niektórzy mają jednak pod tym względem zaległości” – przyznał. Kładliśmy im do głowy, że najważniejsza jest głowa, potem idą nogi, a nie odwrotnie.

Chciałbym jeszcze coś powiedzieć w temacie zmęczenia. Sprawozdawca Dariusz Szpakowski kilkakrotnie powtarzał, że polski zespół jest zmęczony meczami z Belgią i Włochami. Im więcej Hiszpanie strzelali nam bramek, tym bardziej nasi byli zmęczeni.

Wynika z tego, że strzelanie goli jest mniej męczące niż ich puszczanie. Nasi chłopcy muszą zrozumieć, że nic tak nie męczy jak przegrywanie. Na początku meczu, kiedy Hiszpanie ruszyli na nas z impetem, sprawozdawcy TVP byli pewni, że nasi przeciwnicy wyzioną ducha lada minuta. „Ciekawe, jak długo wytrzymają” – mówili eksperci z TVP, kiedy Hiszpanie bawili się z nami w kotka i myszkę. Tamci stali, a nasi biegali, więc kto zmęczył się pierwszy? Hiszpanie lepiej „weszli w mecz” i pierwsi z niego wyszli.

Gdyby zachowali się sportowo, na pewno byśmy wygrali. I jeszcze żeby Grabara nauczył się strzelać bramki.