Po nitce do kłębka

Walka w błocie Banaś–Kaczyński, której jesteśmy świadkami, nie toczy się o to, czy jakaś kamienica była wynajmowana na godziny, ani o prawdziwe lub nie oświadczenie majątkowe Banasia. To są kwestie drugorzędne. Sprawy zaszły znacznie dalej. Trochę tak jak w aferze Watergate: od wpadki drobnego hydraulika po największy kryzys rządowy i dymisję prezydenta. Po nitce do kłębka.

Przede wszystkim chodzi o to, kto będzie następcą prezesa NIK, ponieważ to jest najważniejsza instytucja kontrolna w kraju. Jej ludzie mogą węszyć w każdym ministerstwie, w każdym banku, urzędzie, w każdej spółce skarbu państwa. Mogą uszyć buty każdemu, każdego nękać. Upolityczniony NIK jest bezcenny dla jej dysponenta. Dlatego stanowisko jej prezesa jest kluczowe. Nowego prezesa nie można wybrać bez większości w Senacie, bo tej PiS i spółka nie mają. Wykombinowali więc, żeby w piśmie z rezygnacją Banaś wskazał ich człowieka jako tymczasowego następcę, pełniącego obowiązki prezesa NIK. PiS oczekuje, że odchodzący prezes wyznaczy Tadeusza Dziubę, jednego z dwóch wiceprezesów wskazanych przez partię i mianowanych kilka dni temu przez Banasia. W ten sposób Kaczyński chciał pozbyć się Banasia i zachować dla siebie NIK na lata, nawet po  ewentualnych wyborach.

Banaś nie jest w ciemię bity i wie, że prawo do mianowania swojego p.o. to może jego ostatnia ważna prerogatywa. Za mianowanie Dziuby PiS musiałby się prezesowi dobrze odwdzięczyć – gwarancje dla syna? Porozumienie z „niezawisłą” prokuraturą? Różne są możliwości. W ostatnim oświadczeniu Marian Banaś zapowiedział nawet możliwość zrzeczenia się immunitetu. Ale przede wszystkim zasłaniał się dobrem Najwyższej Izby Kontroli, której standardy ustalił jeszcze Lech Kaczyński. NIK jako tarcza, były prezydent jako jeden z poprzedników Banasia na tym stanowisku – prezes mobilizuje wszystkie siły. I może czekać, bo prokuratura nie postawi zarzutów z dnia na dzień.

Władza jest natomiast w niedoczasie. Z każdym dniem jest bliżej wyborów. Prezes NIK – „pancerny Marian” – nie jest już kryształowy. Służby się skompromitowały, Mariusz Kamiński również, cień pada na rząd. I nie można w kółko powtarzać, że Platforma przez dwa lata pobłażała prezesowi Kwiatkowskiemu, który miał zarzuty prokuratorskie, „my natomiast w odróżnieniu od naszych poprzedników nie znamy litości, każdy sygnał o nieprawidłowościach traktujemy z żelazną konsekwencją”.

Ciekawe jak casus Banaś byłby rozwiązany w państwie demokratycznym, z udziałem ludzi honorowych. Widzę kilka możliwości. 1) Dymisja Banasia. 2) Parlamentarna  komisja śledcza do sprawy Banasia i odpowiedzialności służb. 3) Dymisja rządu i wybory parlamentarne. Chętnie zapoznam się innymi propozycjami. Ruszmy głową!