Jak dobrze ulokować córkę, czyli ze wspomnień tatusia
Drodzy blogowicze, kto nie słyszał – może przeczytać. Wstęp (rozbudowany) do dzisiejszej audycji „Goście Passenta” w Radiu TOK FM.
Dzień dobry państwu! Witam w ten deszczowy, ale radosny dzień, kiedy Mateusz Morawiecki został premierem w rządzie wicepremiera Kaczyńskiego. Poprzedni taki przypadek miał miejsce w 1945 r., kiedy na czele Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej (później PKWN) stanął socjalista Osóbka-Morawski, a wicepremierem był Władysław Gomułka, komunista. Z okazji nominacji męża pani Iwona Morawiecka podwyższyła mu tygodniówkę, gdyż to ona trzyma w tej rodzinie kasę.
Pierwsza dama gabinetu już dawno chciała ujawnić, ile ma, ale pan Mateusz mówi, że nie ma takich przepisów. Słyszeli państwo? Nie ma takiego przepisu, który by pozwalał powiedzieć, ile kto ma kasy. Panie Premierze! Dla chcącego nie ma nic trudnego! Niech będę tym, który ujawnia i ogłaszam, że „na dzień dzisiejszy” mam 10 923 zł tylko na rachunku bieżącym, i to w banku, którego pan premier był przez lata prezesem i może to sprawdzić. Nazwy banku nie podaję, żeby nie „lokować produktu”. Teraz, kiedy postąpiłem wbrew przepisowi, którego nie ma, czekam na agentów CBA, NSA, UPA, USA – niech czynią swoją powinność.
Nie ma także przepisu, który by zabraniał zatrudniać własną córkę w charakterze swojej asystentki społecznej, jak to uczynił prezydent Duda. Otóż na pewnych szczeblach pieniądze nie grają roli – liczą się kontakty, znajomości, CV. Dlatego nie ma co żałować pani Kingi, że pracuje za darmo, bo to, co otrzymuje, to jest skarb.
Więc i ja, idąc tropem prezydenta, namawiam swoją córkę, żeby się zatrudniła jako asystentka społeczna głowy państwa. Mam córkę? Mam. Ukończyła Harvard? Tak, z wyróżnieniem. Zna angielski i niemiecki? Zna. Miała praktykę na Zachodzie? Miała. Pobiera pieniądze? Nie pobiera.
Więc o co chodzi? Chodzi o to, że ona nie chce pracować z panem Derą, z panem Szczerskim, a najbardziej z tym trzecim, czyli ze mną.