Łaska Państwa
Joachim Brudziński, „na ten moment” europoseł, ale w przeszłości minister spraw wewnętrznych, a zawsze kompan Kaczyńskiego na wakacjach, oburzył się, że artyści szydzą i kpią z władzy, a potem zwracają się do tej władzy o pomoc. Jak im nie wstyd!
„Żenująca jest ta paskudna hipokryzja tych, którzy dziś kpią i szydzą, a jutro pochlipują i proszą o pomoc” – tymi słowami europoseł skomentował słowa artystów, którzy na łamach Onetu opowiedzieli, jak nowe obostrzenia w związku z wprowadzeniem w całym kraju strefy żółtej zmienią sytuację instytucji kultury.
„Nierówne traktowanie teatrów i kin – ogólnie miejsc kultury – z komunikacją miejską, kościołami, ślubami i weselami to jest rzecz dla mnie absolutnie niezrozumiała” – powiedziała w rozmowie z Onetem Krystyna Janda, prezes fundacji prowadzącej Och Teatr i Teatr Polonia.
Grzegorz Jarzyna nazwał kolejne obostrzenia absurdem, a reżyser Eugeniusz Korin wspominał o skraju bankructwa. „To wszystkich przerasta. Dlaczego nasz rząd nie wprowadził stanu wyjątkowego? Teraz jest gorzej niż na wojnie” – mówi (to chyba gruba przesada, pan chyba wojny nie zaznał). „Na wojnie wiadomo, co można zrobić, żeby wygrać. A teraz?” – pyta reżyser. Wszyscy jesteśmy na skraju bankructwa, wszystkie firmy prywatne zależne od publiczności.
Wypowiedzi artystów wyśmiał europoseł Brudziński znany z dobrego smaku i poczucia humoru („komuniści i złodzieje”). „Pamiętam, jak pani Janda podekscytowana i szczęśliwa roztkliwiała się nad okupującymi Sejm zmartwychwstałymi Diduszkami, pamiętam aktorów i reżyserów u boku wojownika o demokrację Kijowskiego. Dziś wyciągają rękę do faszystów” – pisze Brudziński.
„Dziś ci, którzy gwizdali i buczeli podczas wydarzeń artystycznych, gdy na scenę wychodzili przedstawiciele MKiDN, proszą o pomoc i ratunek rząd, któremu odmawiali demokratycznej legitymizacji. Przez lata mówili: To nie jest nasz rząd. Dziś mówią: To są nasze pieniądze. Dziś mówią: To nasze podatki, rząd i wyszydzane przez nas MKiDN muszą nam pomóc, bo wielcy artyści bez ich pomocy zginiemy marnie”.
„Macie rację – kontynuuje Brudziński – gdy mówicie, że rząd łaski nie robi, gdy pomaga dziś teatrom czy innym instytucjom kultury. Oczywiste jest, że ten rząd i ten minister takiej pomocy udzielą, ale żenująca jest ta paskudna hipokryzja tych, którzy dziś kpią i szydzą, a jutro pochlipują i proszą o pomoc” – kończy Brudziński.
Panie Deputowany: a do kogo mają się instytucje kultury zwrócić? Mamy w Polsce jeden rząd, może nam się podobać albo nie, może i wywołuje złe skojarzenia historyczne, ale innego nie ma. Jednym z zadań tego rządu jest rozwój kultury i sztuki. Mamy w Polsce jeden budżet – dysponuje nim rząd. Ten rząd może nam się nie podobać, w tym sensie może „nie być nasz”, ale taki mamy system, że instytucje kultury podlegają rządowi i samorządowi. Są kraje, np. Stany Zjednoczone, gdzie nie ma ministerstwa kultury, instytucje kultury są finansowane na różne sposoby. Tam rządy nie budują lotnisk, nie przekopują mierzei i nie stawiają w każdej gminie masztów (robią to chętnie obywatele). Trudno sobie wyobrazić, żeby wiceprezydent Pence zajmował się obsadzaniem galerii sztuki, dopłacaniem do filmów o bohaterskich żołnierzach US Army w Wietnamie czy reżyserowaniem tajnych operacji CIA pod płaszczykiem Kongresu Wolności Kultury.
Podsumowując, w Polsce państwo jest głównym (acz nie jedynym) mecenasem kultury. Państwo zbiera podatki, dopłaca do niezliczonych instytucji kultury, a wicepremier decyduje, kto dostanie pieniądze, kto mu się nie naraził, kto pokieruje Muzeum Narodowym, muzeum Polin, galerią w Poznaniu, Centrum Sztuki Współczesnej w stolicy, kto jest wystarczająco prawicowy, żeby go nagrodzić, a kto lewicowy – do odstrzału, kto broni dobrego imienia, a kto je szkaluje, a za tym idzie kasa itd. itp. Podobnie jest z policją czy prokuraturą: możemy na nich gwizdać i możemy mieć rację, ale jeżeli jesteśmy świadkami przestępstwa czy wypadku – kogo zawiadomimy, jeśli nie ich?
Krótko mówiąc: wygraliście wybory, zawłaszczyliście państwo, jeszcze chcecie ukarać tych, którzy przyjmują subsydia i inwestycje (np. w mediach) z zagranicy, więc nie ma nic dziwnego w tym, że polscy artyści i działacze kultury zwracają się po wsparcie do instytucji państwa polskiego. Wszak rząd nie dzieli swoich prywatnych pieniędzy, mimo że pani Iwona Morawiecka mogłaby wesprzeć niezły kabaret, a i zarobki eurodeputowanych na to pozwalają. Gdybym prowadził instytucję kultury, przyjąłbym wsparcie nawet od diabła. Czasem trzeba wyciągnąć rękę, a drugą zatkać nos.