Bankomat Prezesa

Polska jest zagrożona. Na Wschodzie – wiadomo, Rosja. Szkoda gadać. Prezydent, Prezes, kolejni ministrowie spraw zagranicznych „na odcinku Rosji” niczego nie wymyślili, boją się jeden drugiego, więc trwamy w bezruchu.

Gorzej, że przybiera na sile zagrożenie z Zachodu, do którego podobno należymy. „Rośnie ingerencja w nasze sprawy, coraz więcej kluczowych dla nas decyzji podejmowanych jest w Brukseli, Paryżu i Berlinie” – pisze prof. Zdzisław Krasnodębski. I dalej: „Liberalizm polityczny, oficjalna doktryna Unii, zakładająca »podział władzy«, prowadzi w krajach peryferyjnych do otwarcia kanałów postkolonialnego wpływu – przez media, organizacje pozarządowe, samorządy, podmioty gospodarcze, wspierane z zewnątrz organizacje i ugrupowania polityczne”.

Tyle Krasnodębski. Samorządy, wolne media, trzeci sektor – wszystko, co uważamy z ostoję demokracji, okazuje się zagrożeniem. To wszystko kanały, którymi Zachód sączy do Polski jad liberalizmu. Nasi wrogowie wspierają z zewnątrz rozmaite organizacje. Tylko patrzeć, jak wzorem Rosji każda organizacja, fundacja, stowarzyszenie, które otrzymuje wsparcie z zagranicy, będzie musiało rejestrować się w spisie obcych agentów. To wsparcie to nic innego jak znana nam z PRL „dywersja ideologiczna”. Atak na nasze wartości chrześcijańskie i wszelkie inne – tym razem atak z Zachodu.

Bardziej dosadnie powiedział to prezes Kaczyński w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” (mówił już o tym w TOK FM prof. Władyka). „Mamy do czynienia z próbą odebrania nam suwerenności nawet w sferze kultury” – mówi Kaczyński. Jest gorzej niż w PRL. Wtedy kraj był podporządkowany Moskwie, ale udało się ocalić oazy wolności, pewną oddzielność – indywidualne rolnictwo i Kościół katolicki. Dzisiaj jest gorzej. Instytucje Unii Europejskiej, jej przeróżni urzędnicy, jacyś politycy, których Polacy nigdy nigdzie nie wybierali, żądają od nas, byśmy zweryfikowali całą naszą kulturę, odrzucili wszystko, co dla nas arcyważne, bo im się tak podoba. Przecież żadnego innego uzasadnienia nie ma. Będziemy bronili naszej tożsamości, naszej wolności, suwerenności za wszelką cenę. Nie damy się terroryzować pieniędzmi. Nasza odpowiedź na te działania brzmi: „nie”. Jesteśmy po dobrej stronie historii. Jeśli groźby i szantaże będą utrzymane, to weto, non possumus.

Tyle, aż tyle, prezes Kaczyński. Europa to dla niego bankomat. Żadnej wspólnoty wartości. Pod jego przewodem Polska jest coraz bardziej osamotniona. Coraz bardziej dryfuje pomiędzy Rosją a Europą. Traci przyjaciół – zyskuje wrogów. Kaczyńskiemu wyraźnie marzy się rola obrońcy Zachodu przed Wschodem i przed Zachodem. Wobec Rosji, wobec Wschodu, jesteśmy ostoją demokracji, przedmurzem cywilizacji chrześcijańskiej. Wobec zgniłego Zachodu – podobnie, chcemy być obrońcami naszych wartości, cywilizacji judeochrześcijańskiej. Pogardliwy ton wobec jakichś polityków, unijnych urzędników świadczy o pogardzie Kaczyńskiego dla Unii. W dniach szczytu w Brukseli i w obliczu negocjacji budżetowych Kaczyński naciąga strunę, pręży muskuły, ale pod jego kierownictwem Polska z Unii nie wyjdzie. Tego ludzie nie chcą. Prezes zbyt dobrze umie liczyć.

Chce natomiast podporządkować sobie cały obóz konserwatywny w Polsce PiS, Solidarną Polskę, Porozumienie, Konfederację, a ponadto przelicytować Zbigniewa Ziobrę w roli niezłomnego przywódcy. Jedno i drugie będzie trudne, ponieważ Ziobro już otoczył się grupą młodych, zdolnych, bezwzględnych podoficerów. Podobnie jak działacze Konfederacji mają oni coś, czego Kaczyński nie ma – przywilej późnego urodzenia.