Nietykalny IPN

Oburzenie to za mało. Mianowanie dr. Tomasza Greniucha na p.o. szefa wrocławskiego Instytutu Pamięci Narodowej wywołało liczne protesty, m.in. profesorów uczelni wrocławskich, weteranów opozycji „S”, wiceprezydenta Wrocławia, wreszcie ministra w Kancelarii Prezydenta.

To ostatnie, stwierdzające, że na stanowiska w IPN trzeba mieć nieposzlakowaną opinię. Protesty, oczywiście, są potrzebne, sam się tą drogą dołączam, ALE to za mało!

Moim zdaniem zatrudnienie Greniucha w IPN, i to na stanowisku kierowniczym, nie jest przypadkiem. Przypuszczam, że nie jest wyjątkiem. Człowiek o takiej przeszłości musiał dobrze czuć się w tej instytucji, a instytucja musiała być z niego zadowolona.

Władze IPN wiedziały, kogo mianują, wszak Greniuch pracował kilka lat w opolskiej delegaturze IPN, był więc czas, by mu się przyjrzeć. Greniuch był znaną postacią w ONR i w okolicy, w kołach coraz bardziej rozpasanej młodzieży hajlujacej. Wreszcie znane były jego publikacje. Śmiem twierdzić, że dr Greniuch został awansowany nie mimo tych „błędów młodości”, a właśnie dzięki nim, jako wyraz uznania. Ludzie bardziej kompetentni niż ja powinni wyjaśnić, dlaczego taki „idiota”, jak mówi wiceminister W., trafił do IPN i został tam „doceniony”.

Instytut Pamięci Narodowej od dawna jest twierdzą narodowej prawicy, pod kierunkiem p. Szarka może nawet w większym stopniu niż uprzednio. W każdym razie kierunek ewolucji jest wyraźny – coraz bardziej na prawo, przeszłość w ONR i hajlowanie jest co najwyżej „błędem młodości”. Jakiej młodości? – chciałoby się zapytać. Toż to jest pan po trzydziestce, który miał dość czasu, żeby przejrzeć na oczy.

Dr Greniuch przeprosił. Nawet jeżeli były to przeprosiny szczere, nie powinny torować mu drogi do awansów. Przeciwnie – odrobina samokrytycyzmu i skromności nakazywałyby pozostawać w cieniu. Albo dr Greniuch żałuje swojej przeszłości, to wtedy powinien „odpokutować”, albo jego przeprosiny są tylko formalnością, która miała otworzyć drogę do kariery. Zresztą ta przeszłość nie jest zbyt odległa. Jeszcze niedawno pan Greniuch został odznaczony, a jednocześnie wykonywał nazistowskie gesty, pardon, „rzymskie pozdrowienie”. Analiza jego „playlisty” pokazuje, że słuchał zespołu grającego muzykę paranazistowską. To prawdziwy wychowanek ONR, który – miejmy nadzieję – zrzuca z siebie skórę oenerowca. Ale żeby taka osoba sprawowała kierowniczą funkcję w IPN – to się w głowie nie mieści. Wszak ludzie tacy jak on powinni być przedmiotem badań IPN, a nie ich wykonawcami.

Mimo protestów prezes IPN dr Szarek na razie nie odcina się od swej decyzji. Instytucja znana z tego, że potrafi wyciągnąć kompromitujące fakty z życia osób cieszących się szacunkiem, tym razem pozostaje zaskakująco wyrozumiała. W całej tej sprawie najważniejszy nie jest były działacz ONR dr Greniuch, ale sam Instytut Pamięci Narodowej – faktyczne ministerstwo prawdy, polityki historycznej i propagandy.