Cyrk przyjechał

Jest godz. 22, dobiega końca „lany poniedziałek”. Nie w sensie wielkanocnym, ale politycznym. W Sejmie rząd uzyskał duże wsparcie (247 za, 168 przeciw) poronionego stanu wyjątkowego, obejmującego trzykilometrowy pas i 183 miejscowości wzdłuż granicy z Białorusią.

Argumenty rządu za pierwszym w wolnej Polsce „stanikiem” wojennym nie wytrzymują krytyki. Argument pierwszy: Łukaszenka (z błogosławieństwem Putina) organizuje prowokację, podrzuca uchodźców niejasnego pochodzenia pod polską granicę, gdzie są trzymani w nieludzkich warunkach, a całe odium spada na władze polskie, które nie wpuszczają migrantów. Strona polska, zamiast zgodnie z prawem wpuścić nieszczęśników, odebrać ich wnioski o ochronę międzynarodową, urządziła prawdziwy show, uniemożliwiała wszelką komunikację, zasłaniała kontakt wzrokowy (przy pomocy ciężarówek) i wszelki inny, czym się po prostu ośmieszyła.

Po naszej stronie rozmieszczono wojsko, policję, Straż Graniczną, drony i nie wiadomo co jeszcze. Na dodatek ponadstukilometrowy „mur” z drutu kolczastego. Wygląda na to, że Polska przesadza i histeryzuje. Rząd wszystko to usprawiedliwia obowiązkiem obrony bezpieczeństwa „świętej ziemi polskiej”.

Nikt nie przeczy, że obowiązkiem rządu (i nas wszystkich) jest obrona integralności i bezpieczeństwa ojczyzny, ale napaść Białorusi na Polskę nie jest prawdopodobna. Łukaszenka (nawet z Putinem) musiałby upaść na głowę, żeby zaatakować największy kraj na wschodniej rubieży NATO, co by oznaczało co najmniej wojnę w Europie. Rząd w Warszawie ma jeszcze jeden „argument”: lada dzień rozpoczynają się wielkie rosyjsko-białoruskie manewry Zapad, za którymi nie wiadomo co się kryje. To prawda, terrorysta Łukaszenka, który potrafi zatrzymać samolot, którym leci znany opozycjonista, zdolny jest do wszystkiego, ale nasza profesjonalna i solidna armia na to nie pozwoli.

Zaangażowanie naszych sił zbrojnych na granicy jest coraz bardziej widoczne, media informują o przenoszeniu jednostek z Zachodu na Wschód kraju. Łukaszenka (z Putinem) wyrządzili Kaczyńskiemu i rządowi polskiemu wielką przysługę: mogą krzyczeć „Ojczyzna w niebezpieczeństwie!”, „Stop terrorystom Łukaszenki”, „Nie oddamy ani guzika!” itd. itp. Kaczyński stosuje swoją sprawdzoną taktykę – straszy naród po to, żeby ten uciekł się pod obronę władzy. „Nastrasz i przytul”, jak mówi Hołownia.

W dodatku wydarzenia na granicy odwracają uwagę od konfliktu z Brukselą w sprawie funduszy za praworządność i stref LGBT, od odrzucenia ustawy anty-TVN przez połączone komisje senackie, od nadchodzącej czwartej fali epidemii, od inflacji i innych nieszczęść. Na razie system Kaczyńskiego działa. Mamy oto cyrk, w którym straszą dzikie zwierzęta, publika wali, poparcie dla PiS rośnie, a błazen się cieszy.