Nie oddamy ani guzika!

Trzecia wojna światowa i „wszelkie dostępne środki” to tylko niektóre argumenty premiera Morawieckiego w wywiadzie dla „Financial Times”. Nawet powściągliwy zazwyczaj amb. Jan Truszczyński, znakomity znawca Unii Europejskiej, były pierwszy negocjator akcesji Polski do Unii, były sekretarz stanu w MSZ i ambasador przy Unii, zwraca w internecie uwagę na „język szaleńca, zdeprawowanego ekstremisty, niegodnego premiera państwa członkowskiego. Coraz bliżej dna i polexitu” – pisze.

„Bruksela wysuwa swoje żądania, przystawiając nam pistolet do skroni” – orzekł premier Morawiecki (PMM). Aby obniżyć napięcie, obiecał likwidację Izby Dyscyplinarnej – czytamy – ale dodał, że „jakakolwiek próba zmniejszenia funduszów (cohesion funds) dla Polski „spotka się z silnym odwetem”. Jeśli Komisja Europejska zacznie trzecią wojnę światową, będziemy bronić naszych praw wszelką dostępną nam bronią. Jeśli ktokolwiek zaatakuje nas nie fair, „będziemy musieli przemyśleć naszą strategię”. Nie wiadomo, jak czuje się polski premier, mówiąc te słowa – jak romantyczny polski bohater-straceniec, jak żołnierz wyklęty, jak Józef Beck czy jak Winston Churchill? W każdym razie Morawiecki odleciał.

„Financial Times” przypomina, że gdy „najwyższy sąd” (chodzi o TK) uznał kluczowe fragmenty praw UE za niezgodne z konstytucją, nastąpiła eskalacja konfliktu wokół zmian w polskim sądownictwie, które PiS uważa za niezbędne, a zdaniem Brukseli naruszają one niezawisłość sądów i fundamentalne prawa, które spajają UE.

„Dyskryminacja” i „dyktat” to terminy, których PMM użył w wywiadzie. Jest to język wojny, brzmi jak ostrzeżenia Chin pod adresem USA albo Korei Północnej wobec południowej części kraju. W rozmowach z przywódcami UE – Merkel i Macronem – PMM podkreślił, że KE wykracza poza swoje kompetencje, ale rozmowy były „bardzo zadawalające”. Jeśli Komisja pragnie kompromisu – mówił – to musi odwołać karę finansową nałożoną na Warszawę, dopóki nie wykona decyzji TSUE. „Na szczęście jest to proces polityczny i może być powstrzymany przez polityków” – stwierdził PMM.

„Nie poddamy się, nie zrezygnujemy z naszej suwerenności z powodu tego nacisku” – PMM oświadczył, że Polska już pożycza na rynkach prywatnych na sfinansowanie swoich planów postpandemicznych. „Przetrwamy, aż dostaniemy pieniądze z UE” – zapewnił.

Przypomniał jednak, że 88 proc. Polaków pragnie pozostać w Unii, „połowa z nich to wyborcy naszej partii. Jesteśmy absolutnie przekonani, że Polska powinna zostać… Nie ma ryzyka polexitu. Będziemy zdecydowanie bronić Polski jako części Unii Europejskiej”.

Język i argumenty PMM przypominają wojownicze okrzyki Chruszczowa („dogonimy i przegonimy”), na szczęście premier nie walił butami w stół. Dramatyczny język Morawieckiego skierowany był do prezesa Kaczyńskiego (słychać plotki, w które ja nie wierzę, jakoby pozycja PMM była osłabiona), jak również przeciwko Ziobrze, od którego po części zależy pozycja Morawieckiego. Panowie rozgrywają więc swoje krajowe interesy na arenie międzynarodowej.