Znasz-li ten kraj ?

Polska jest jedynym znanym mi krajem, który oburza się na felietony. Oficjalna polska reakcja na satyryczny i nie zawsze w dobrym (czytaj: naszym) guście felieton w „Tageszeitung” odbiega tak daleko od zachowań, jakie panują dziś na północnej półkuli, że niejednemu mogą przypomnieć kabaret. Wystarczy kliknąć myszą i przeczytać na stronach internetowych „Polityki” artykuły „Tageszeitung” o innych politykach niemieckich oraz  zagranicznych, żeby zobaczyć, że reakcja władz polskich jest kuriozalna; żaden inny kraj tak nie reagował, ba, nie reagował wcale, bo któż poważny reaguje na głupie żarty i zaczepki? Zaczepki należy olewać, o czym wie każda, no, prawie każda, osoba publiczna. Psy szczekają, karawana idzie dalej –  to ABC polityka, dziennikarza, aktora, działacza społecznego, choćby Jurka Owsiaka, któremu niejeden ma za złe. W Polsce dziennikarze od lewej do prawej, od Urbana do Ziemkiewicza, piszą ostro o politykach i jakoś nikogo to nie dziwi, co najwyżej ich ignorują. Polscy autorzy potrafią odsądzać od czci i wiary prezydentów USA, Rosji, Francji albo Chin, i jakoś nie słychać, żeby Waszyngton czy Pekin wypowiadały nam wojnę.

Polska jest także jedynym znanym mi krajem, w którym marszałkiem Sejmu i drugą osoba w państwie jest entuzjasta gen. Pinocheta, a eurodeputowany, ojciec urzędującego wicepremiera i ministra Oświaty, wygłasza w Parlamencie Europejskim pean na cześć generała Franco. Oczywiście, są fanatycy gotowi  Pinochetowi i Franco wszystko wybaczyć, ponieważ walczyli z komunizmem, tak jak komuniści gotowi byli rozgrzeszyć każdą, najbardziej nawet zbrodniczą walkę z burżuazją, a hitlerowcy uprawiali „ostateczne rozwiązanie” byle uwolnić świat od Żydów.

Ale tacy ludzie należą w cywilizowanym świecie do niewielkiej mniejszości. Zasada „cel uświęca środki” nie jest już uświęcona, panuje myślenie w kategoriach praw człowieka, odrzucony jest totalitaryzm w każdej postaci, faszystowskiej i komunistycznej. Nie tylko Polska dąży do wyjaśnienia zbrodni – od Katynia po Auschwitz i Kielce. W Hiszpanii, podobnie jak w Chile, odkrywa się zbiorowe mogiły ofiar wojny domowej i dyktatury, żeby zidentyfikować zwłoki, zapewnić każdemu godny pochówek, oznaczyć jego grób imieniem, nazwiskiem oraz datą  śmierci. To ostatnie wywołuje największy sprzeciw wśród myślących tak, jak Maciej Giertych, ponieważ pokazuje, ile osób na sumieniu miał Franco. Wydawało się, że czas krucjaty i wojen ideologicznych minął.

Tymczasem tacy ludzie jak Roman i Maciej Giertych nie mogą wytrzymać ani dnia bez wojny ideologicznej. Podczas kiedy pierwszy zdejmuje ze ścian portrety swoich poprzedników z PRL, ten drugi odkurza i zawiesza portret generalissimusa Franco. Nie ma drugiego kraju na świecie, gdzie zwolennicy Pinocheta i Franco by się z tym obnosili. W Chile post-pinochetowska partia UDI opuściła już swojego idola, zwłaszcza od kiedy okazało się, że poza wszystkim był pospolitym aferzystą i złodziejem. Jego córka, która usiłowała uciec przed odpowiedzialnością w USA, została odesłana z lotniska w Waszyngtonie. Być może powinna polecieć gdzie indziej?

W Hiszpanii rządząca do niedawna konserwatywna Partia Ludowa z Jose Aznarem na czele, już pewnego czasu nie chce mieć z Franco nic wspólnego i woli opuścić nad dyktaturą zasłonę milczenia. Kiedy ktoś nazywa jej działaczy „sierotami po Franco”, zarzucają mu rozniecanie wojny ideologicznej. Sieroty po Franco i Pinochecie przypominają sieroty po Stalinie, które tęsknią do swojego generalissimusa. U siebie przegrały – przegrają i u nas.