Dobry wujek Roman

Najpierw szok: 21 proc. maturzystów oblało maturę. Potem terapia: wicepremier Giertych ogłosił amnestię dla ok. 50 tys. maturzystów, którzy oblali jeden z przedmiotów egzaminacyjnych, ale uzyskali powyżej 30 proc. punktów. Czyż nie wzrusza Was dobre serce wujka Romana, zazwyczaj polityka twardego, nieustępliwego, surowego?

Gdyby dobry wujek dał oblanym jeszcze jedną szansę, powiedzmy na egzamin poprawkowy jesienią – byłbym za tym, ponieważ przegrani dostaliby szansę na naukę, na to, żeby poświęcić wakacje na maturę. Ale dobry wujek miał chyba inny cel: podarunek dla  50 tys. wyborców, to razem z ich uszczęśliwionymi rodzinami, może nawet ćwierć miliona głosów w nadchodzących wyborach samorządowych. Wujek Roman zna się na arytmetyce wyborczej. Dla rodzin uratowanych maturzystów to wielka ulga – bo cóż zrobić z oblanym nastolatkiem w domu? 

Polityk, ma – oczywiście – prawo kalkulować polityczne skutki swoich decyzji, ale to, co  może być dobre dla LPR, nie musi być dobre dla Polski, prowadzi bowiem do jeszcze większego pobłażania, do dalszej dewaluacji egzaminu maturalnego, do dalszego obniżania jakości przyszłych studentów. Ludzie wszechstronnie wykształceni, którzy zdawali na maturze łacinę i matematykę, którzy znają na pamięć fragmenty Cycerona i Mickiewicza, jeszcze na starość pamiętają prawa Newtona, Archimedesa i Pitagorasa, czytali Stendhala i Turgieniewa, odchodzą w przeszłość, są już zabytkami.

W dodatku lider LPR postawił nowego premiera wobec faktu dokonanego. Jarosław Kaczyński i pozostali ministrowie nie mogą już cofnąć decyzji min. Giertycha, skoro ta została ogłoszona, gdyż wystawiliby się na pośmiewisko, a zainteresowanym zrobili tzw. wodę z mózgu. Mamy więc fakt dokonany, moim zdaniem szkodliwy. Po ogłoszeniu wyników tegorocznych matur panowała powszechna zgodność poglądów, że obok przyczyn incydentalnych (dopuszczenie do jednorodnego egzaminu uczniów szkół innych niż licea ogólnokształcące) są też przyczyny głębsze: kryzys szkolnictwa, kryzys dyscypliny w szkole, coraz niższe wymagania, coraz mniejsze oczytanie, coraz bardziej nagminne korzystanie z bryków, skrótów, kupionych notatek i wypracowań z internetu. Związany z prawicą prof. Wojciech Roszkowski (deputowany do Parlamentu Europejskiego z ramienia PiS), autor podręczników szkolnych, stwierdza, że potrzebny jest zimny prysznic dla polskiej szkoły średniej. Przegrywamy w międzynarodowych porównaniach poziomu uczniów i nauczania, krnąbne dzieci wodzą nauczycieli za nos, grozi nam, że „zaczniemy zmierzać w kierunku Europy B” (z tego by wynikało, że jesteśmy w Europie A, co mnie dziwi, bo Pan Profesor był wielkim krytykiem III RP i jednym z heroldów IV Rzeczpospolitej). Do tego zimnego prysznica min. Giertych dolał ciepłej wody, żeby elektorat był zadowolony.

Podobnego zdania jest jeden z najmądrzejszych  publicystów lewicy, prof.  Bronisław Łagowski, filozof z Uniwersytetu Jagiellońskiego, felietonista „Przeglądu”. Na łamach „Dziennika” profesor powiada, że coraz mniejszy odsetek młodzieży posiada kwalifikacje wymagane od studentów. 

„Spotykam się z niebywałą wręcz ignorancją wobec wiedzy ogólnej… studenci przestali brać książki do ręki… egzaminy coraz łatwiej zdać, a dość niski poziom przedmiotów ścisłych ma za przyczynę dość niską kulturę umysłową nauczycieli szkół średnich, potrzebna jest ogólna kultura, a pod tym względem jest dość źle i będzie coraz gorzej”.

Rzadki to przypadek podobnych opinii intelektualistów prawicy i lewicy. Na tym tle decyzja dobrego wujka Romana stanowi zły sygnał –  mniejszych wymagań, większej pobłażliwości. Zamiast dać maturzystom jeszcze jedną szansę, żeby na swój sukces zapracowali, dobry minister daje im sukces w podarunku. Dlatego, że tak się wzruszył ich losem, czy też miał inne powody?