A tamta pani mnie inspiruje!

„Porażające” – to modne określenie przychodzi na myśl po lekturze wywiadu „Newsweeka” (nr 35) z panią minister Spraw Zagranicznych, Anną Fotygą. Pani minister nie ma po prostu nic do powiedzenia. Zero myśli. Zero refleksji. Zero komentarza. Oto fragmenty „rozmowy”:

Newsweek: – Wypowiedź wiceszefa MON (Macierewicza o byłych ministrach-agentach) kompromituje rząd, którego jest pani członkiem.
Minister: – Ubolewam, że jest tyle wrzawy wokół MSZ. I tyle.
N: – I tyle? Ucieka pani w dyplomatyczne sztuczki.
M: – Przyznaję, że to jest dla mnie trudny moment. Ale mam zaufanie do premiera.
(…)
N: – Może w ogóle nie ma sprawy Macierewicza?
M: – To opozycja u nas gra wewnętrznym układem politycznym. Często widzę, że różne reakcje zagraniczne na to, co dzieje się w Polsce, są inspirowane.
N: – Przez kogo?
M: – Przez polityków obecnej opozycji, zwłaszcza P.O. Kilka miesięcy temu został wypowiedziany konsensus wokół spraw zagranicznych. I to właśnie straszliwie nadszarpnęło wizerunek Polski.
(…)
N: – Elementem tej gry był też list b. szefów MSZ, zaniepokojonych odwołanie m szczytu Weimarskiego?
M:- Nie komentuję tego.
(…)
N: – A wyrwanie MSZ z rąk Stefana Mellera było trudne?
M: – Ja nie wyrywałam ministerstwa z jego rąk.
N: – Pełnia władzy z Polsce jest w rękach bliźniaków?
Minister Fotyga: To są bardzo daleko idące skojarzenia.”

Mój komentarz: Pani min. Fotyga nie powinna udzielać wypowiedzi mediom, bowiem kompromituje siebie, a pośrednio i nas, wszak jest naszym ministrem. Jej odpowiedzi mają tylko jedną zaletę: są krótkie, ale i tak za długie. Minister, która objęła schedę po prof. Mellerze, mówi tylko, że to nie ona wyrywała MSZ z jego rąk. Nic poza tym. Czy to dobrze, czy źle, że wobec byłych ministrów wysuwa się zarzut o agenturę, czy to dobrze, że wyrwano MSZ z rąk jej poprzednika, czy można komuś wmówić, że sprawy Macierewicza by nie było, gdyby nie opozycja, czy można uważać, że opinia światowa składa się z durniów, którzy pozwalają się manipulować przez Platformę, czy to dobrze, że byli ministrowie poczuli się zaniepokojeni odwołaniem szczytu weimarskiego? – biedaczka nic nie wie, nie ma nic do powiedzenia, nie ma żadnej odpowiedzi ani odrobiny komentarza. Po cóż więc minister udziela wywiadu, jeżeli nie ma narodowi niczego do zakomunikowania? Żeby stać się przedmiotem żartów? 

Moim zdaniem min. Fotyga po prostu boi się otworzyć usta, strach odebrał jej mowę, boi się, że powie coś „nie tak” i wyleci z rządu, do którego w ogóle nie powinna była trafić. Widać, że pani Minister po Rosatim, Geremku i Bartoszewskim (pod których berłem miałem zaszczyt służyć jako ambasador), nie ma nic do powiedzenia. Przecież wywiad ministra Spraw Zagranicznych jest natychmiast tłumaczony i rozsyłany po świecie przez wszystkie ambasady w Polsce. „Nie komentuję. Nie wyrywałam. Nie mam wiedzy” – to wszystko, czego świat dowiaduje się od polskiej minister. A potem rząd się dziwi, że mamy zły wizerunek w świecie i obwinia o to opozycję, która inspiruje opinię światową przeciwko naszemu krajowi. Kto z czytelników „rozmowy” z panią  Fotygą w to uwierzy?

Po lekturze wywiadu byłem tak załamany, że zacząłem nucić pod nosem piosenkę Agnieszki Osieckiej z kabaretu „Pod Egidą”, do którego sam kiedyś pisywałem teksty (ale nie ten):

A tamta pani mnie inspiruje,
ja jestem potem jak po rosie kwiat
i byle głupstwo, byle księżyc nad Sopotem
jest w moich rękach jak maleńki świat.