Proces lustracji

Kilka refleksji po wyroku w sprawie: Rzecznik Interesu Publicznego (RIP) przeciwko Zycie Gilowskiej (ZG).

System policyjny ma to do siebie, że osacza, wciąga ludzi, jednych świadomie, innych nieświadomie, operuje strachem, prowadzi do upodlenia, łamie ich, zastrasza, skłania do czynów, których w warunkach wolności by się nie dopuścili, często stawia ich w sytuacji dwuznacznej, wbrew ich woli. Dlatego żadna lustracja, nawet przed niezawisłym sądzie, ale przy niekompletnych dokumentach i często nieżyjących już świadkach, nie może być DO KOŃCA sprawiedliwa.

Stąd w/s Zyty Gilowskiej sprzeczność pomiędzy wyrokiem, który jest uniewinniający, a uzasadnieniem, które jest skazujące. Sąd uniewinnił ZG bez przekonania. Sędzia Małgorzata Mojkowska poświęciła większość Uzasadnienia poszlakom, które wskazywałyby na to, że ZG była TW, ale w końcu zwyciężyła zasada domniemania niewinności, poszlaki nie łączyły się jeden łańcuch, wobec czego oskarżoną uniewinniono. Sąd stanął wobec zadania niemożliwego do rozstrzygnięcia, jakikolwiek wyrok byłby dyskusyjny. To typowa szara strefa, w jakiej były tysiące ludzi, wśród których kręcili się esbecy. Przyczyną nie jest nieudolność sądu, ale nasze prawo lustracyjne, które za kilka dni ma być jeszcze gorsze. Z Uzasadnienia widać, że RIP (sędzia Jerzy Rodzik) miał podstawy, by skierować sprawę do sądu, i bezpodstawne były sugestie  PiS usiłujące przypisać mu nieczyste intencje (kompromitowania wicepremier rządu koalicji). Usiłowano nawet zdyskredytować zastępcę RIP – Rodzika. Z drugiej strony, sąd miał za słabe przesłanki, żeby uznać ZG winną kłamstwa lustracyjnego. Okazał się bezradny, ale zachował się przyzwoicie. Dlatego nawet taki zaciekły zwolennik lustracji jak Jan Rokita powiedział, że chyba wszyscy dzisiaj odetchnęli z ulgą.

ALE, ALE ZG jest chyba ostatnią osobą, która zaznała – wątpliwego co prawda – dobrodziejstwa procesu lustracyjnego. Za kilka dni wystarczy orzeczenie pracownika IPN, że ktoś był OŹI, żeby go wyrzucić z pracy i skazać na wieloletnią infamię oraz  dowodzenie w sądach cywilnych, że nie był wielbłądem. Wiele osób nie dożyje tej satysfakcji. Warto zwrócić uwagę na wiadomość podaną przez „GW”, ale raczej przemilczaną w mediach, że pracownicy Polskiego Radia, podobnie jak innych mediów publicznych, są faktycznie zmuszeni do występowania do IPN o zaświadczenie, że nie byli OŹI, a kto nie otrzyma takiego zaświadczenia nie będzie mógł pracować w mediach publicznych. Tymczasem prawie nikt, kto nie podjął świadomej, tajnej współpracy, nie wie, czy SB traktowało go jako osobowe źródło informacji skoro z nią świadomie nie współpracował. Czyli od widzimisię jakiegoś esbeka, który może już nie żyje i nie będzie mógł zeznawać, i od widzimisię specjalisty z IPN będzie zależał los tysięcy ludzi. To granda w biały dzień! Jeżeli nowa ustawa zostanie podpisana przez prezydenta w obecnym kształcie i nie zostanie zakwestionowana na przez Trybunał Konstytucyjny, to już nie będą się liczyć takie subtelności, jakie rozpatrywał sąd w sprawie ZG.
Sytuacja, w jakiej byli towarzysze, którzy stoją dziś na czele Polskiego Radia, wprowadzają w mediach publicznych Berufsverbot dla swoich dawnych towarzyszy jest żałosna.
 
Nie mogę pojąć wielkoduszności premiera Kaczyńskiego, który proponuje ZG powrót do rządu. Jeśli jest ona (lub będzie jutro) OŹI, to wtedy nie będzie mogła być nawet woźną w Urzędzie Rady Ministrów (nie mówiąc o TVP czy PR), a co dopiero wicepremierem – więc dlaczego JK proponuje jej stanowisko? Nowa ustawa przyjęta głosami posłów PiS i innych jest bez sensu,  pan prezydent powinien ją zawetować, a premier – przywódca PiS nie powinien był dopuścić do jej uchwalenia. Tylko wtedy ZG mogłaby powrócić do rządu. Natomiast zapraszać ją tylko po to, żeby jutro  została uznana za OŹI i musiała z rządu odejść, to nieporozumienie. Nie rozumiem jaki jest stosunek szefa partii i rządu do lustracji w jej obecnej i jutrzejszej postaci.

Nie podobał mi się ten fragment Uzasadnienia, w którym Wysoki Sąd ganił ZG za to, że była gadatliwa, wylewna. Skoro opowiadała na lewo i na prawo to, co mówiła oficerowi SB, to znaczy, że nie uważała tego za nic zdrożnego. Nie jestem entuzjastą pani profesor, nie podobała mi się jej kampania i arogancja najpierw w PO, potem w rządzie PiS, ale żeby Wysoki Sąd pisał felieton na temat gadatliwości i niefrasobliwości – tego nie rozumiem. Od kiedy to gadatliwość i niefrasobliwość są naruszeniem prawa?

W sumie – ogólny niesmak.