I ty Brutusie!

To, że bije na alarm wycieńczona lewica, wykształciuchy, post-korowcy oraz  post-komuniści z „Gazety Wybiórczej”  – to mnie nie dziwi. Ale że przyłączy się do nich Tomasz Wołek, jeden z najbardziej znanych dziennikarzy prawicy, jeden z twórców Ruchu Młodej Polski, redaktor naczelny ekstra-prawicowego ŚP. „Życia” – to warto odnotować.

W artykule „Pokolenie janczarów” (GW, 8 IX), Wołek pisze, że władza położyła krzyżyk na starej inteligencji i hoduje sobie nową.

Władza zdała sobie sprawę, że gros elit nie poparło projektu IV Rzeczpospolitej. Stara inteligencja zawiodła. Odrzuca postulaty ‘rewolucji moralnej’, wytyka niezgodność słów z czynami, a i same słowa często ją rażą (…) Ponadto tkwi po uszy w układach, czci przebrzmiałe wielkości. Z tej zmurszałej, niereformowalnej inteligencji nić już nie będzie.

Dlatego władza postanowiła „owe zbankrutowane ‘łże-elity’ zastąpić nowymi.” Młode orły szykują się do lotu.

„Kampania deformowania historii najnowszej, przedstawiania jej jako mrocznego pasma tajnych układów, perfidnych zdrad i klęsk, ostatnio niezwykle przybrała na sile.”

Zasłużone postaci wyrzucane są na śmietnik historii – Wałęsa, Kuroń, Bartoszewski, Balcerowicz, Chrzanowski, Miłosz, Michnik. „Obserwujemy wielką akcję oczyszczania terenu.”

Przewodzi jej Jarosław Kaczyński –  to on „rzucił urągliwe hasło ‘łże-elit’, za którym poszły dalsze epitety. To on spuścił ze smyczy swego bulteriera Jacka Kurskiego, pozwalając mu kąsać gdzie popadnie. To on triumfalnie ‘obwieścił’ odzyskanie MSZ. To on w praktyce rozgrzeszył skandaliczne insynuacje A. Macierewicza.”

Na to tylko czeka nowa inteligencja: 

To właśnie oni – profesorowie Krasnodębski, Legutko, Zybertowicz, Nowak, Bender, Wolniewicz – stanowią zaczyn elity prawdziwej i słusznej. (…) Urabia się zastępy młodych ludzi w duchu walki i bezwzględności.

Zdaniem Wołka, (które podzielam), to  nowa forma ‘rewolucji kulturalnej’ i ‘hodowla współczesnych janczarów’, która może się powieść. Posad raz zdobytych – nie oddadzą. „Do szturmu rusza pokolenie, które ‘po swoje’ idzie – niestety nieraz dosłownie – po trupach” – pisze Tomasz  Wołek, jeden z najbardziej znanych publicystów poprzedniego wydania prawicy.

Z panem Wołkiem miałem swojego czasu na pieńku. Kiedy w 1997 r. zostałem mianowany ambasadorem, redagowane przez niego „Życie” wypisywało na mnie niestworzone rzeczy, gdyż nie byłem „swój”. Wymyślili nawet, że w MSZ (za czasów Rosatiego) powołano spec-komisję, która miała sprawdzić, czy mój krytyczny stosunek do Pinocheta nie wpłynie niekorzystnie na (dodajmy: nieistniejący) eksport polskiej broni do Chile. Było to kłamstwo, żądnej komisji w tej sprawie nie było. Eksportu zresztą też nie. Ale  mniejsza o fakty. Wołek patrzał i nadal patrzy życzliwym okiem na Pinocheta, ale poza tym wyraźnie dojrzał, spoważniał i NAWET ON bije na alarm, i NAWET JA jego tekst nagłaśniam, ponieważ na pewno nie uczynią tego odzyskane, niepartyjne, wolne i niezależne media publiczne (KRRiTV, PAP, TVP I, TVP II, TVP III, PR I, PR III itd.). Dopóki koalicja nie mianowała jeszcze swojego prezesa Internetu, nie pozwólmy się zakrzyczeć janczarom, o których pisze Wołek.

Dziś media doniosły, że dziennikarze publicznego radia „Merkury” w Poznaniu zaprotestowali przeciwko nasłaniu im do zarządu miejscowego działacza LPR, bez doświadczenia w mediach. Być może akcja (koalicji) wywołuje reakcję, aczkolwiek podejrzewam, że diagnoza będzie taka,  iż to układ się broni. Dziesięć lat temu nie mógłbym sobie wyobrazić, że kiedyś poprę Wołka. Kaczyńscy czynią jednak cuda.