Wstyd

Środa, 17 października 2007 r. to dzień wstydu.

Wstyd za posłankę, że przyjęła łapówkę.

Wstyd, że mamy taką klasę polityczną, której rozmowy o „kręceniu lodów”, „macherce”, „frontmenie” i „najważniejszym płatniku” pozbawiają nas wszelkich złudzeń, iż sprawami państwowymi kierują ludzie na poziomie.

Wstyd za ponadpartyjnego prezydenta, który prowadzi kampanię na rzecz swojego brata i jego partii. Zrywa znajomość z takimi ludźmi, jak Władysław Bartoszewski, a zadaje się z takimi, jak Aleksander Szczygło czy Jacek Kurski. Ja bym wolał odwrotnie. Im bliżej wyborów, tym gwiazda prof. Bartoszewskiego świeci jaśniej.

Wstyd za premiera, który mówi, że ma „poważne pretensje” do Mariusza Kamińskiego, iż tak późno ujawnił aferę posłanki Sawickiej. Cóż za obłuda! Wszak w ciągu ostatnich dni nic nowego w tej sprawie nie zaszło, po prostu panowie trzymali asa w rękawie, by wyciągnąć go w ostatecznej rozgrywce. Ileż obłudy jest w tłumaczeniu Kamińskiego, że ujawnił tę sprawę, żeby bronić honoru bezpodstawnie atakowanych funkcjonariuszy oraz instytucji, którą kieruje (dodajmy: ku chwale PiS)!

Wstyd za partię rządzącą, która obsadziwszy wszystkie instytucje publiczne, teraz wysługuje się nimi dla obrony swojego panowania. Za CBA, które snuje misterną prowokację wymierzoną w posłankę opozycji. Za telewizję rządową, która wysługuje się władzy.

Za ministra Sprawiedliwości i najważniejszego prokuratora, który wykorzystuje telewizję do emisji dowodów i wykonywania wyroków zanim jeszcze wypowiedział się sąd.

Wstyd za Donalda Tuska, który nie ma dziś odwagi przyznać, że Platforma popełniła błąd, głosując za utworzeniem CBA z takimi uprawnieniami i z pełną zależnością od premiera. Była to tylko konsekwencja wcześniejszych błędów Platformy – fałszywej diagnozy PRL i III RP, w tym uznania, że naszą największą plagą jest korupcja i układ. Donald Tusk jest dziś ofiarą IV RP – do której powstania walnie się przyczynił. Sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało! Życzę Tuskowi (i nam wszystkim), żeby wygrał z Kaczyńskim, ale chętnie bym się dowiedział, co Donald Tusk myśli o swoim wkładzie w IV RP.

„Kaczyński nie znosi chamstwa” – przeczytałem we wczorajszym „Dzienniku”, którego podziw dla premiera od kilku miesięcy (i słusznie) maleje. „Kaczyński nie znosi chamstwa!” – to był jedyny śmieszny moment wczorajszego dnia. A czymże, jak nie chamstwem jest mówienie o polityku, który wspomina, że wychował się na podwórku, iż „to widać”? Czymże w takim razie jest postponowanie rywala, jako „pomocnika”, postponowanie członków Trybunału Konstytucyjnego, niezawisłych mediów i każdego, kto śmie myśleć inaczej? Jarosław Kaczyński jest inteligentny, sprawny, pracowity, ale wszystko to czyni go człowiekiem jeszcze bardziej niebezpiecznym, pełnym złości, nienawiści, pogardy, człowiekiem, który przynosi nam wstyd. Ma rację prof. Bartoszewski, że to zakompleksiały arogant. Marzę o Polsce, w której ludzie obdarzeni takimi cechami nie będą rządzić, lecz znajdą się na marginesie życia politycznego.

Pewien znany publicysta prawicowy, z którym czasami wspólnie dyskutujemy na antenie radia czy telewizji, a którego nazwiska nie wymienię, żeby mu nie zaszkodzić, zwykł mówić (poza anteną): „Co by było, gdyby generał Jaruzelski miał cechy charakteru Jarosława Kaczyńskiego?” Co by było – nie trudno sobie wyobrazić. Całe szczęście, że władza Kaczyńskiego jest jednak ograniczona, a mam nadzieję, że z czasem (z czasem, bo przecież prezydent będzie rządził jeszcze długo, a i w sprawie JK nic jeszcze nie wiadomo) zostanie ograniczona do zera.
 
Na razie, zamiast moralnego wzmożenia i moralnych szczytów mamy moralną nizinę i dno.

PS. W sprawie represji za skontrolowanie Prymasa na lotnisku w Goleniowie zgadzam się z „Kropkozjadem” i Heleną. O ile mi wiadomo, proces beatyfikacji Prymasa jeszcze się nie zaczął, a nawet gdyby, to funkcjonariusz miał prawo zajrzeć pod aureolę. A mówiąc poważnie, to funkcjonariusz mógł Prymasa przepuścić (co byłoby eleganckie) lub skontrolować (co jest zgodne z zasadami prawa). Prymasowi na pewno sprawiło przyjemność, że jest traktowany na równi z innymi. Panu Brudzińskiemu z PiS nic do tego. Przestraszony dyrektor lotniska niesłusznie wyciągnął konsekwencje wobec funkcjonariusza i dowódcy. Wszystko dlatego, że Kaczystan jest państwem przykościelnym. Funkcjonariusz boi się dowódcy, dowódca boi się dyrektora, dyrektor boi się wojewody, wojewoda boi się sekretarza generalnego Brudzińskiego, a ten boi się premiera Kaczyńskiego. Amen.