Nagroda sierpa i młota

Kongres SLD wywołał ogromne zainteresowanie mediów i polityków, odwrotnie proporcjonalne do znikomego poparcia, jakim ta partia cieszy się w społeczeństwie. Sama „Gazeta” zamieściła dzisiaj około dziesięciu artykułów, komentarzy, analiz, odmieniając przez wszystkie przypadki nazwiska Olejniczaka i Napieralskiego. Spośród wszystkich komentarzy, jakie na ten temat poznałem, najbardziej odpowiadają mi argumenty prof. Bronisława Łagowskiego (w dzisiejszej „GW”). Panu Profesorowi przyznaję z tej okazji honorową Nagrodę Sierpa i Młota.

Łagowski twierdzi, że trzeba się oderwać od tradycyjnego podziału na lewicę i prawicę, przestać wróżyć z fusów, co jest, a co nie jest lewicowe, i skupić się na tym podziale nadal najważniejszym: na obóz solidarnościowy i niesolidarnościowy. SLD powinien być partią tego drugiego.  

SLD zdobył wyborców, gdy uchodził za partię broniącą tej części społeczeństwa, która pozytywnie oceniała swoje życie w PRL i czuła się obiektem ciągłych ataków prawicowych środków przekazu i solidarnościowej władzy.  

Liderzy SLD natomiast skupieni byli na zasypywaniu przedziałów i zbliżeniu do zwycięskiego obozu władzy. Nie zajmowali zdecydowanego stanowiska w sprawie prywatyzacji, lustracji, procesów sądowych Wojciecha Jaruzelskiego, łamania prawa przez PiS, nadużywania prokuratury i policji do celów politycznych, kiedy PiS demolował prawo, niszczył wywiad i kontrwywiad. Zamiast tego – lewicy śnił się liberalizm obyczajowy i polski Zapatero. (W tej ostatniej sprawie – dodam od siebie – SLD powinien uważać, żeby nie przesadzić z wojną z Kościołem, stawiać sobie cele racjonalne, np. zakaz budowy – ale nie renowacji zabytkowych – światyń z funduszy państwowych, sprzeciw wobec klerykalizacji oświaty, czy śledztwo w sprawie finansów Radia Maryja). Totalna walka z Kościołem byłaby w Polsce bez sensu, bo Kościół u nas nie nosi na sobie piętna jednego z filarów dyktatury, jak to jest w Hiszpanii.

Prof. Łagowski przesadza z wyśmiewaniem liberalizmu obyczajowego jako części programu lewicy („dlaczego emeryci, znaczący elektorat lewicy, mieliby pasjonować się obniżką cen prezerwatyw, jaką proponował Olejniczak?” – pyta retorycznie). W odróżnieniu od Profesora uważam, że sprawy obyczajowe powinny być domeną lewicy, SLD nie powinno być tylko partią emerytów i pokrzywdzonych postkomunistów, bo wymrze wraz z nimi, a przemiany obyczajowe będą trwały.

Najbardziej lewicowym tematem jest reprywatyzacja, której SLD powinien być przeciwny – pisze Łagowski. „Żadnego zwrotu majątków pochodzących z wyzysku, ucisku, pańszczyzny. Komuniści niczego im nie zrabowali, lecz wielkie majątki postfeudalne, sposobem feudalnego wyzysku zgromadzone, słusznie upaństwowili. To będzie sprawdzian lewicowości i użyteczności SLD. Idę o zakład – pisze Łagowski – że się przestraszą i będą głosować tak, jak im telewizja nakaże. Pogląd ten jest nie do końca słuszny, ponieważ prawo do odzyskiwania mienia skonfiskowane po 1944 r. w Polsce obowiązuje, lub powstaje, i – moim zdaniem – powinno ono gwarantować częściowe odszkodowanie do pewnej wysokości. Zresztą, na wyższe państwa polskiego nie stać.

Ma racje Łagowski, że skoro postkomuniści nie zostali z Polski wygnani, to tak jak wszyscy inni mają prawo mieć własną partię.  

Pluralizm, demokracja i prawa człowieka im to gwarantują. 

Ich sprawą będzie, jak tę szansę wykorzystują. Moim zdaniem nie powinno to być postkomunistyczne getto, tylko partia otwarta, z zasadami, oby nie tak mętna jak Platforma i nie tak odpychająca jak PiS.