Gol za golem
Irlandia – Europa 1:0. Irlandczycy strzelili Europie gola i zepchnęli kontynent do obrony. Nie możemy nawet mieć pretensji do sędziego. Trwają gorączkowe konsultacje europejskich strategów – jak do tego doszło i co dalej? Jeśli chodzi o przyczyny, to mówi się, że Irlandczycy „nie rozumieli” traktatu lizbońskiego, więc wielu pozostało w domu, a większość, tych, którzy poszli, głosowała przeciw. Argument to wątpliwy, gdyż „nie rozumiejąc” mogli też głosować „za”, ale wtedy potrzebne by było zaufanie do własnego rządu, a ten okazał się za mało wiarygodny. Jeszcze raz potwierdziła się zasada, że każda polityka jest lokalna („all politics is local”). Rację mają ci, którzy widzą sprzeczność pomiędzy skomplikowanymi dokumentami prawnymi z Brukseli, a milionami ludzi, którzy nie mogą ich pojąć, a mają o nich decydować. Ta sprzeczność musi zostać usunięta, bo innym językiem mówi „Bruksela”, a innym „Dublin”. Unia Europejska musi zmienić styl i język, tak, by były one zrozumiałe dla jej mieszkańców.
Polska – Irlandia 0:1. Irlandczycy strzelili nam gola, ponieważ traktat lizboński jest dla Polski korzystny, liczyliśmy na wspólną politykę zagraniczną (w której mamy ambicje na „kierunku wschodnim”), na skoordynowaną politykę energetyczną, gdyż obawiamy się zakręcenia kurka przez Moskwę. Strzelili nam gola, bo w interesie Polski leży dalsza integracja Europy – polityczna, gospodarcza, edukacyjna. Jeżeli Unia nie zmieni swoich mechanizmów podejmowania decyzji, to powstanie Unia dwóch prędkości. Jak nie w Unii, to poza Unią, gdyż kraje zdecydowane na dalsza integrację, przede wszystkim RFN i Francja, nie będą czekać aż Irlandczycy wytrzeźwieją. Zasada liberum veto nie może panować w Europie, bo nie obowiązuje ani w USA, ani w Chinach, Japonii czy w Indiach – u największych rywali naszego kontynentu.
W tej sytuacji Polska powinna jak najszybciej ratyfikować traktat lizboński (potrzebne jest wykonanie dość niejasnego porozumienia Kaczyński – Tusk z Juraty) i podpis prezydenta. Polska da wtedy sygnał, że jest „za”. Celem dyplomacji polskiej powinno być niedopuszczenie do powstania Europy dwóch prędkości, a gdyby do niej doszło – zabrać się z Unią „pospieszną”, a nie „towarową”.
Jednym z powodów, dla których część Irlandczyków głosowała „przeciw” był strach przed liberalizacją przepisów o przerywaniu ciąży, związków ramach jednej płci i całym tym zepsuciem dekadenckiej Europy. Były to obawy bezpodstawne, gdyż traktat pozostawia w tych sprawach wolną rękę państwom członkowskim, ale strach ma wielkie oczy. Sprawy etyczne, moralne, cywilizacyjne odgrywają dziś ważną role w integracji. Integracja zaczęła się od „Wspólnoty węgla i stali”, ale zatacza coraz szersze kręgi, m.in. w dziedzinie praw człowieka. Jakie to szczęście dla wielu osób (np. Alicji Tysiąc), które czują się pokrzywdzone, że mogą się odwołać do sprawiedliwości europejskiej.
Polska – Europa 0:1. Z tym związane są pogłoski, jakoby SLD Napieralskiego zamierzało wypowiedzieć wojnę Kościołowi katolickiemu w Polsce. Jestem przeciwny takiej wojnie, ale nie podoba mi się obecne status quo w tej dziedzinie i szantaż, że każda próba jego zmiany oznacza wojnę. Status quo jest wygodne dla tych, którym nie odpowiada wyraźny rozdział Kościoła od Państwa, dla tych, którzy wezwali księdza do szpitala, w którym znalazła się 14-letnia Agata, i dla tych, którzy samochodem policyjnym odwieźli ją od matki do izby opiekuńczej. Odbudowa i konserwacja zabytkowych kościołów z budżetu państwa – tak. Budowa nowych „zabytków” na koszt podatników – nie. Wojna – nie, ale petryfikacja obecnego stanu – również nie, gdyż w praktyce oznacza to, że będziemy skansenem Europy.
Tusk – Kaczyński 1: 0. Na plus premierowi chciałbym zapisać sposób – jasny i zdecydowany – w jaki odciął się od wypowiedzi prezydenta Kaczyńskiego na temat b. prezydenta Wałęsy. Uważam, że majestat prezydenta nie powinien być angażowany w rozstrzyganie takich sporów, ani w popieranie oskarżeń pp. Wyszkowskiego, Cenckiewicza, Gontarczyka i innych. Pozostawmy to historykom i sądom. W tej sprawie prezydent Kaczyński strzelił sobie samobója. Ta sprawa odżyje po publikacji książki, kiedy prawica będzie domagała się od Tuska, Schetyny, Komorowskiego i innych działaczy Platformy, żeby ustosunkowali się do „zbrodni Lecha Wałęsy”.