Czy ksiądz bije żonę?
Zapytano kiedyś Leopolda Staffa („O szyby deszcze dzwoni, deszcz dzwoni jesienny…”), dlaczego pisze o deszczu i o kwiatkach, a nie o sprawach poważnych, takich jak wojna i pokój. – Od spraw ważnych, to ja mam marszałka Piłsudskiego – odpowiedział poeta.
Na tym blogu także (pamiętając o proporcjach) padają zarzuty, że gospodarz nie zajmuje się sprawami ważnymi, jak proces generała Jaruzelskiego, losem stoczni czy awanturą wokół PZPN. Odpowiadam: Ponieważ o tym piszą wszyscy, a moje stanowisko jest Czytelnikom znane. Stan wojenny uważam za zło, wielkie zło, ale mniejsze od prawdopodobnej interwencji hord Breżniewa. Proces uważam za akt zemsty, a nie sprawiedliwości.
Co do stoczni, to również powiedziano wszystko. Kolejne rządy bały się i boją stoczniowców, boją się podnieść rękę na kolebkę, więc za nasze pieniądze kupują sobie spokój.
Wszystko (a nawet więcej) zostało też powiedziane i napisane w sprawie kryzysu finansowego.
Jeśli chodzi o konflikt z PZPN, to niewykluczone, że Platforma strzeliła sobie samobója. Do walki z przestępczością jest policja, prokuratura, CBA, sąd, a nie minister sportu. W tej sprawie było już 160 aresztowań, wiele osób siedzi, i tą drogą należało iść dalej. Jeżeli minister chciał iść na skróty, to powinien akcję przygotować lepiej, niż czynią to nasi piłkarze. Tymczasem Drzewiecki gra jak reprezentacja: pędzi z piłką do przodu, i „jakoś to będzie”. Jeżeli FIFA i UEFA nie ustąpią i zabiorą narodowi Euro 2012 albo mecze z Czechami i Słowakami, to minister będzie wyjmował piłkę z siatki.
To tyle o sprawach wagi państwowej. A teraz wracam do „magla”, czyli do alimentów wyrodnego ojca, Ludwika Dorna, i dobrego wujka Kaczyńskiego. Pisząc „Magiel i sprawiedliwość” wyraziłem pogląd, że prezesowi K. nic do tego, ile łoży na swoje dzieci Dorn (a ten z kolei nie powinien na nie skąpić).
Na ten temat wypowiedział się inny ekspert od alimentów, katolicki ksiądz Artur Stopka, w artykule „Chcę wiedzieć, czy polityk bije żonę” („Rz.” 2.X). Ksiądz uważa, że zainteresowanie sferą prywatną ludzi sprawujących władzę „jest moim obowiązkiem obywatelskim”. Wyborca powinien wiedzieć, którą z kolei żonę ma polityk, czy ma ślub kościelny (jeśli jest katolikiem), czy dba o dzieci, ma kochankę, pije, pali, bije żonę, spłaca kredyt etc.
Ksiądz, jak to ksiądz, powołuje się na autorytety, Jezusa („Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny”), jak i na Św. Pawła („Biskup powinien być nienaganny”, trzeźwy, rozsądny, przyzwoity, gościnny etc.).
Proszę księdza uprzejmie, żeby mnie zwolnił z obowiązku zainteresowania życiem prywatnym osób na stanowiskach. Nie jestem też za tym, żeby księża (lub ktokolwiek inny) wnikali w cudze życie prywatne. Nie lubię, kiedy ksiądz (lub ktokolwiek inny) wpycha nos w moje sprawy. Może ksiądz powiedzieć, że ja nie jestem osobą na stanowisku, ale jutro Episkopat albo Sejm mogą zadecydować, że osobą na stanowisku lub osobą zaufania publicznego jest sędzia, oficer, dziennikarz, notariusz, nauczyciel i tak wszyscy wszystkim będą mieli obowiązek zaglądać do łóżka i do portfela.
Analogia biskupa i polityka jest chybiona, gdyż tylko ten drugi pochodzi z wyborów. Gdyby decydował elektorat, to Głódź nie zostałby następcą Gocłowskiego. Nie słyszałem, żeby ktoś publicznie dyskutował, czy kardynał spłaca kredyt w terminie, ile biskup pije, a ksiądz łoży na dziecko. I tak niech zostanie. Co innego, kiedy mamy do czynienia z pedofilią albo molestowaniem seksualnym – wtedy naruszone zostaje prawo i wówczas może to budzić nasze zainteresowanie. Bardziej gorsząca jest zachłanność Kościoła, niż pojedynczego duchownego. Czy ksiądz albo polityk ma przyjaciółkę, to mnie nie obchodzi. Nie podoba mi się kiedy władza państwowa, kościelna, czy inna (media) węszy w sprawach prywatnych.
Dla mnie Lech Kaczyński może zalegać z abonamentem radiowo-telewizyjnym, byle był dobrym prezydentem. Jarosław Kaczyński może kochać dzieci, ale to nie czyni zeń lepszego premiera niż prof. Belka, który – o ile wiem – zjada dzieci żywcem. Ludwik Dorn, nawet gdyby sobie podwyższył alimenty, nie będzie przez to lepszym ministrem. Churchill lubił wypić, ale nie za to go cenimy. Gdyby był szlaban na kobieciarzy, to Kennedy nie zostałby prezydentem, a Nixon wygrałby wybory. Mitterand cudzołożył – i co z tego? Książę Filip miał przyjaciółkę, ale może być całkiem dobrym królem. Prywatne obyczaje księdza, który bez wątpienia jest osobą zaufania publicznego, nie obchodzą mnie. Co innego, kiedy nie podoba mi się jego kazanie w „Rzeczpospolitej” – wtedy myślę sobie: Już lepiej żeby bił żonę.