Solidaruchy – komuchy

Wydawało się, że o stanie wojennym i procesie generała Jaruzelskiego wszystko już  powiedziano, a wszelkie stanowiska (od ‘bohatera narodowego’, poprzez ‘postać tragiczną’, aż po ‘zdrajcę’) zostały przedstawione. Tymczasem znany pisarz, prof. Stefan („Hanemann”) Chwin, potrafił we wczorajszej „Gazecie Świątecznej” przedstawić własne, oryginalne spojrzenie, które – nie ukrywam – bardzo mi odpowiada. Dla tych z Państwa, którzy nie czytali tego artykułu, przytoczę jego główne tezy i fragmenty.

Autor odnosi się zarówno do kwestii wielokrotnie wałkowanej (czy interwencja sowiecka była niebezpieczeństwem autentycznym?), jak również – i to są najbardziej odkrywcze fragmenty artykułu – do kwestii odpowiedzialności milionów ludzi (‘Ablów’) za stan wojenny, którą teraz usiłuje się zwalić wyłącznie  na Jaruzelskiego (‘Kaina’).

W sprawie ‘wejdą nie wejdą’ i atmosfery, jaka wówczas panowała, Chwin pisze m.in.:

Pamiętam, jak jesienią 1981 r. na spotkaniu „Solidarności” na gdańskim uniwersytecie szef organizacji związkowej powiedział nam, że ‘jak coś się stanie’, to mamy przestawiać drogowskazy, tak jak robili to Czesi w 1968r. i Węgrzy w 1956 r., kiedy Armia Czerwona gąsienicami czołgów rozjeżdżała tamte kraje. Więc tego się właśnie mniej więcej wszyscy w roku 1981 spodziewali i nie są do tego potrzebne żadne rosyjskie archiwa.  Cały naród polski się tego spodziewał, nie tylko jakiś generał.

Świadomość, że Rosjanie mogą wejść w każdej chwili, była w 1981 r. powszechna. Uważać, że Jaruzelski nie miał tej świadomości, że  nie pytał samego siebie: ‘Wejdą? Nie wejdą?’, że nie pamiętał masakry w Budapeszcie i śmierci Imre Nagya – szefa komunistycznej partii Węgier, swojego partyjnego kolegi, który w 1956 r. odważył się patriotycznie przejść razem z węgierską armią ludową na stronę walczącego o wolność narodu węgierskiego, po czym na polecenie Rosjan został dość szybko zamordowany – to mieszać naiwność z cynizmem. Pamiętał, i to bardzo dobrze. (…)

Generał wprowadził stan wojenny najprawdopodobniej ze strachu o siebie i partyjną władzę, ale byłoby prawdziwą ironią losu, gdyby się kiedyś okazało, że to właśnie dzięki niemu wielu z nas nie leży dzisiaj z rosyjską kulą w głowie w zbiorowych grobach (…), że to właśnie dzięki niemu możemy sobie dzisiaj przy kawie pięknie podyskutować o tym, czy stan wojenny był zbrodnią, czy nie. (…)

Czy Jaruzelski nas przed rosyjską rzezią w grudniu 1981r. ocalił, czy nie ocalił, pewnie nie dowiemy się nigdy. I nic na to nie poradzi żadne Ministerstwo Prawdy, urzędowo ogłaszając obowiązującą wszystkich prawdę o stanie wojennym i karząc grzywną każdego za odmienne zdanie w tej niejasnej sprawie. (…)

Następnie Chwin stawia fundamentalne pytanie: „Jak zachowałby się każdy z nas w nocy 13 grudnia 1981 r., gdyby znalazł się na miejscu przeklętego generała?” (Ja sam uważam, że niejedna osoba, która pomstuje na Jaruzelskiego, gdyby wówczas była na jego miejscu, zrobiłaby to samo. Inna sprawa, że wiele osób świadomie nie wybierało kariery w PZPR, w wojsku etc.)  Chwin opisuje udział tysięcy, setek tysięcy polskich żołnierzy we wprowadzeniu stanu wojennego, stosunek społeczeństwa do żołnierzy (jesteście polskimi żołnierzami, ale rozumiemy, że komuniści wam kazali), a bracia, siostry, sąsiedzi, księża, przyjaciele, koledzy żołnierzy, którym nikt nie odmówił podania ręki, nikt nie splunął na ich widok, a którzy marzyli tylko, żeby naszemu synowi się nic nie stało – wszyscy oni czują się niewinni.

(…) Wymagania życia społecznego sprawiają jednak, że wszystkie te subtelności nie mają żadnego praktycznego znaczenia. Bo kiedy naród ‘domaga się’ (zwracam uwagę na ten cudzysłów – Pass), żeby kogoś publicznie ukarać, to się go ukarze bez względu na to, jak przedstawiały się fakty i motywy. Takie są twarde prawa życia społecznego i nikt ich nie zmieni. Ludzie chcą, by zło ‘zostało nareszcie przykładnie ukarane’, tak, żeby dzieci uwierzyły, że na tym świecie jest jeszcze sprawiedliwość.

(…) Karze się wodza, żeby wybielić tysiące i miliony tych, którzy brali udział w niedobrych sprawach, którym wódz przewodził. Stawia się wodza przed sądem, żeby zdjąć cień z tych tysięcy i milionów. A przy okazji zjednać sobie te tysiące i miliony. (…)Trzeba utrzymać złudzenie, że świat się wyraźnie dzieli na Ablów i Kainów. Że Ablowie – czyli my – jesteśmy czyści jak łza. Że myśmy byli tylko ofiarami przemocy. Że miecz nie był winny, tylko ręka, która ten miecz trzymała. Że Kain nie może zostać bezkarny. (…) To generał jest podły. On, pachołek Rosji.

Panu Stefanowi Chwinowi składam tą drogą wyrazy uznania, wzbogacił dyskusję o stanie wojennym, o Jaruzelskim i jego procesie, przypomniał, jak było naprawdę, wyszedł poza sztampowe oceny „solidaruchy – komuchy”. Zachęcam do lektury jego artykułu.