Parciana demokracja

Kilka minionych dni nasuwa podejrzenia, że nasza demokracja jest parciana, tak jak parciana była dyktatura.

Premier i prezydent biją się o miejsce szefa delegacji na szczyt europejski w Brukseli. W tym sporze jestem po stronie szefa rządu, ale spór ten jest żenujący i w dojrzałej demokracji chyba nie do pomyślenia. Inna sprawa: świński łeb od posła Palikota. Zagrywka godna showmana i gdyby wykonał ją  Szymon Majewski albo Kuba Wojewódzki, to byłoby OK. Ale poseł  niepotrzebnie bronił rządu w sporze z PZPN,  bo rząd „dał plamę”. I ten dziennikarz, gospodarz programu, specjalista od podgrzewania telewizyjnych awantur, który nie wie do czego to jest aluzja i w swej naiwności pyta, czy to jest jakiś symbol? Parciane to wszystko.

Utwierdza mnie w tej opinii Jerzy Pilch, który wspomina w „Dzienniku”, jak w latach 80. oddawał legitymację partyjną (w ogóle nie wiedziałem, że takową miał – to dla mnie zaskoczenie). Otóż Pilch wspomina, że w latach 80. oddanie legitymacji nie było jakimś aktem heroizmu. „Z oddania legitymacji w pierwszych dniach stanu wojennego – pisze – wciąż jestem za mało dumny, by się tym patetycznie chełpić.” (To aluzja do wypowiedzi red. Michalskiego utrzymanej w duchu „rzuciłem legitymację, odzyskałem wolność”, która dla mnie też jest zaskoczeniem, bo nie wiedziałem, że M. miał legitymację, ani że  ją oddał. Stanowczo za mało wiem o ludziach, a przecież te epizody dużo wyjaśniają.)

„Oddawanie legitymacji nie było wtedy żadną odwagą, żadnym odzyskiwaniem wolności – pisze Pilch. Może było odzyskiwaniem przyzwoitości, ale i pod tym względem bez przesady.”

Pisarz przyznaje, że odwaga w latach 80. „była o wiele niż w poprzednich dekadach tańsza”. Pilch ma rację. Za wyjątkiem stanu wojennego, zwłaszcza jego początków, dyktatura w Polsce była w dużym stopniu bezzębna, przeżarta próchnicą, co czyniło życie znośnym.

Obecna demokracja też jest jakaś sparciała, ale czyni życie nieznośnym, bo mamy wyższe oczekiwania. Demokracja usiłuje ugryźć Jaruzelskiego, ale nie bardzo ma czym. Raczej kąsa niż gryzie. Dobrą ilustrację stanowi artykuł prof. Wojciecha Sadurskiego („GW”, 10 X). Sadurski żadnej legitymacji nie miał, do partii nie należał, co – jak uczciwie przyznaje – poza jednym wypadkiem nie pokrzyżowało żadnych jego planów. Los Jaruzelskiego jest mu obojętny, ale proces mu się nie podoba ze względów prawniczych. Jaruzelskiego nie wini się  za ofiary stanu wojennego, ale za udział w „ związku zbrojnym mającym na celu popełnianie przestępstw”. Oznaczałoby to, że władza generałów była w zasadniczym kontraście z poprzednią władzą, a przecież tworzyli ją ci sami ludzie, z Jaruzelskim na czele, którzy tę władzę stanowili. Jeżeli był to zamach, to zamach na siebie, jeżeli zamach stanu, to cóż to był za „stan”? „Nie zadziałali przeciwko lub choćby obok istniejącej władzy, lecz zaostrzyli swe dotychczasowe metody. (…) To była jedna i ta sama ‘grupa trzymająca władzę’ – przed i po 13 grudnia” – pisze Sadurski.

Dlaczego tworzy się tak karkołomne oskarżenie? – pyta autor, i  odpowiada: „Chodzi tu o polityczny akt ‘sprawiedliwości zwycięzców’.” I dalej: „ Prokurator IPN, który wysuwa to oskarżenie, doskonale wpisuje się w dzisiejszą linię polityczną tej placówki: kompromitując swoją profesję realizuje jasne zamówienie polityczne.” Jest to rażące naruszenie zasad państwa prawa, poszukiwanie kija, odpowiedź na zapotrzebowanie, żeby znaleźć paragraf na generała. Albo jest to wyraz wzajemności, bo komuniści też posługiwali się prawem jak pałką do bicia, albo jest powrót do idei „społecznego poczucia sprawiedliwości”, w każdym razie jest to pomylenie sądu okręgowego z „trybunałem historii”. Zdaniem Sadurskiego,  „z każdym takim procesem demokracja w Polsce robi się trochę bardziej parciana, putinowska”.

Popieram ten wywód i  obszernie go referuję, ponieważ ja nie tylko piszę, ale i czytam dla naszych blogowiczów. Było coś parcianego w dyktaturze, co powodowało, że odcięcie się od niej, choćby w formie oddania legitymacji partyjnej, nie było aktem heroizmu. I jest coś parcianego w demokracji, która nie umie osądzić przeszłości. Widocznie w Polsce tak już musi być. Niektórzy są nawet zdania, że ta partanina,  to niedorobienie, niedopchnięcie i niedorżnięcie, stanowi o uroku naszego kraju.

Czyż nie ma racji Sadurski pisząc o parcianej demokracji?  Ciekaw jestem, jaki byłby wynik badania opinii publicznej w odpowiedzi na pytanie: „Gdyby jutro miały odbyć się wybory prezydenckie, na kogo byś głosował: Wojciecha Jaruzelskiego, Lecha Kaczyńskiego czy Donalda Tuska?” Sądzę, że wygrałby Tusk. A Państwo?