Sweterek Tuska

Na widok szeroko uśmiechniętego Donalda Tuska na lotnisku w Szanghaju pomyślałem, że dobrze mieć premiera, którego śmiech jest naturalny, nie nerwowy i sztuczny, jak u prezydenta, ani taki, który się pojawia tylko od święta (jak u Jarosława K.). Ale dlaczego premier Tusk wysiadł z samolotu w sweterku, jak gdyby wybiegał na boisko, pokopać piłkę ze Schetyną? I dlaczego minister Nowak też wychodzi na płytę lotniska na takim luzie, w kokieteryjnie przewiązanym szaliczku? Byłażby to podróż prywatna? W samolocie, na długiej trasie – wiadomo – garnitur się gniecie i jest niewygodny, ale przecież przed lądowaniem można się przebrać.

Mam podejrzenie, że to wszystko za sprawą dbającego o swój wygląd ministra Sikorskiego. Przyleciał on kiedyś towarzysząc premierowi Buzkowi na uroczystości i spotkania oficjalne do Chile. Cała polska delegacja wysiadła z samolotu „pod krawatem”, tylko jeden Sikorski w wygodnym sweterku. Do uroczystości i spotkań było jednak tak mało czasu, że bagaż z lotniska nie dotarł o czasie do hotelu i z powodu nieszczęsnego sweterka Radosław Sikorski, wówczas wiceminister (zresztą bardzo dobry) Spraw Zagranicznych, nie mógł wziąć udziału w zaplanowanym spotkaniu.

Tusk a la wesoły chłopiec owszem, podoba mi się, ale chciałbym, żeby nie był niefrasobliwy. Zakładam, że na lotnisku w Chinach czekali jacyś przedstawiciele chińskiego protokołu i polskiej ambasady – zapewne nie w sweterkach, a polski premier nie jechał na partyjkę golfa. W sumie wydaje mi się to dziwne. Ostatnimi czasy Donald Tusk wydaje się zbyt rozluźniony, żeby nie powiedzieć – lekkomyślny. Szarża rządu na PZPN to był fatalny błąd, z którego Donald Tusk się nie wytłumaczył. Nie lubię, kiedy dziennikarz jest mądry po szkodzie i wszystko wie lepiej, ale przecież to nie był pierwszy mecz rządu z PZPN, było wiadomo, że istnieje FIFA i UEFA, a tymczasem nastąpiła kompromitacja. Minister Drzewiecki zapewniał, że polskie argumenty są już w drodze do Zurychu, był przekonany, że Blatter i spółka pójdą polskiemu rządowi na rękę, a tymczasem był gol i to samobójczy! Jak polityk tak doświadczony i ostrożny jak Tusk mógł tego nie przewidzieć? Potem mieliśmy żenujące tłumaczenie przez min. Nowaka, Drzewieckiego i innych, że odnieśliśmy sukces, bo będzie niezależna komisja bla, bla, bla. A w tym czasie komisarz, który miał ograć PZPN, schodził z boiska jak niepyszny, gdyż dostał czerwoną kartkę. Była to karygodna lekkomyślność ze strony rządu, ale nikt ukarany nie został, ba, tak naprawdę rząd nigdy się z tego nie wytłumaczył.

Być może przez pierwszy rok Tuskowi szło zbyt łatwo i pomyślał „jakoś to będzie”. Niedobrze był również rozegrany meczy wyjazdowy z Lechem Kaczyńskim w Brukseli. Tusk nie docenił Kaczyńskiego, podobnie jak nie docenił Blattera. Ze strony Tuska i jego ludzi padło wiele niepotrzebnych słów, że prezydent się „wpycha”, „niech pan odpuści”, „nie potrzebuję prezydenta” etc., nie mówiąc już o niedopuszczalnej odmowie samolotu. Po tym, jak Kaczyński strzelił mu gola w Brukseli, Tusk przeprosił, że nie zawsze grał ładnie, ale niesmak pozostał.

W obu przypadkach nie sądziłem, że Tusk może tak pograć. Premier sprawił zawód swoim kibicom. Ostatnie porażki powinny mu dać do myślenia. Ma do czynienia z przeciwnikami bezwzględnymi. Lech Kaczyński, mówiąc, że podał rękę Kiszczakowi, to poda i Tuskowi, lub napadając na Monikę Olejnik, przypomniał do czego jest zdolny. Premier nie może się ani na chwilę zapominać, broń Boże nie może dać się uspokoić sondażom ani dostać zawrotów głowy od sukcesów (których zresztą nie ma tak dużo). Proponuję sweterek odłożyć do czasu, kiedy – już jako prezydent – odetchnie w rezydencji na Helu.