Z Muzyki na Ziemię
Nie było mnie przez kilka dni na blogu, ponieważ uciekłem od codzienności na planetę Muzyka. Spędziłem trzy wieczory w filharmonii, zacząłem na prawdziwej uczcie dla miłośników Franciszka Liszta , a skończyłem we czwartek na olśniewającym koncercie orkiestry symfonicznej z Tuluzy (Messiaen, Grieg, Berlioz) z udziałem brazylijskiego pianisty Nelsona Freire i pod batutą młodego (31) szefa tej orkiestry, rewelacyjnego dyrygenta rosyjskiego, czy osetyńskiego, nazwiskiem Tugan Sokhiev. Po tym koncercie na Sali zapanował entuzjazm, wiwatom i bisom nie było końca, po Symfonii Fantastycznej Berlioza sala jak gdyby zamarła z wrażenia i nie chciała wypuścić artystów. Byłem zachwycony sposobem, w jaki Sokhiev prowadził orkiestrę i nawet nie przeszkadzało mi, że jest łudząco podobny do… Bronisława Wildsteina, tylko częściej się uśmiecha i jest pełen wdzięku.
Niestety, nazajutrz rano przyszło przebudzenie i powrót na Ziemię. Prezydent Kaczyński wysyła sprzeczne sygnały w sprawie euro. Podczas rady gabinetowej sprawiał wrażenie, że jest „za”, na konferencji prasowej mówił, że to dobra perspektywa, tylko kwestia czasu, a teraz wrócił do swojej kampanii wyborczej i straszy, że wprowadzenie euro może doprowadzić do 10-15 proc. zwyżki cen, starym pisowskim zwyczajem wspomina, że są „grupy zainteresowane euro”, wreszcie, że własna waluta to „niezbędny element suwerenności”. Ekonomiści mówią, że to bzdura (prof. Orłowski), marketing polityczny (prof. Winiecki), i ja mam takie samo przeczucie. Co to za suwerenność walutowa, kiedy złotówka skacze i opada jak szalona wobec głównych walut świata? Czy pan prezydent nie wie, co dzieje się za miedzą, na Słowacji, która jedną nogą jest w euro, a obiema nogami stoi mocno na Ziemi? Moim zdaniem – wie, ale buduje swoją pozycję na ludzkich obawach – na obawie, że zdrożeje, że opieka lekarska będzie dla bogatych (a teraz dla kogo jest?), że chcą zabrać pomostówki zamiast rozszerzyć je na wszystkich. Strach to wehikuł, który ma prezydentowi zapewnić reelekcję. Potwierdzają się obawy, że kostium polityka koncyliacyjnego, założony na rade gabinetową, był wypożyczony. Pan prezydent gra na strachu jak Paganini.
Minister Rostowski na posiedzeniu rady gabinetowej mówił słusznie, że gdyby poprzedni rząd zdecydował się na wstąpienie Polski do euro kilka lat temu, kiedy nasza sytuacja była jeszcze lepsza, to od 1 stycznia 2009 r. mielibyśmy euro i dzisiaj znacznie mniej obaw. Ale IV RP była skupiona na suwerenności, integrację europejską traktowała podejrzliwie. Dzisiaj prezydent do tych obaw wraca.
Podobnie jest z emeryturami. Prezydent zapowiada weto w sprawie pomostówek, jeżeli lewica nie pomoże tego weta odrzucić, to budżet nadal będzie się wykrwawiał, i znów ze strachu – strachu przed niepopularną decyzją. Bo łatwiej przywileje rozszerzać, niż ograniczać, łatwiej sprzyjać związkowcom i „związkowcom”, niż się im narazić. Ma rację Jan Rokita, kiedy pisze w „Dzienniku”, że „To, co sprawiedliwe i solidarne należne, ma być przekształcone w bezpodstawny przywilej wyrwany groźbą i siłą. (…) Związki zawodowe próbują wywołać konflikt, który uniemożliwiłby – np. przez prezydenckie weto – wprowadzenie tego prawa w życie.” Oczywiście, Rokita nie jest dziś w rządzie, więc łatwo mu tak pisać (podobnie jak nam, dziennikarzom), ale w tej sprawie jestem za rządem.
Natomiast nie podoba mi się, jak rząd pograł sprawę z PZPN. Nie dziwi mnie, że po serii rządowych kiksów, środowisko działaczy zwarło szeregi i wybrało Grzegorza Lato. Dziwi mnie, że Zbigniew Boniek, faworyt rządu i – podobno – opinii publicznej, obraził się i odwrócił od organizacji, na czele której jeszcze wczoraj chciał stanąć. „Absolutne zero współpracy ze związkiem” – mówi. I dodaje: „Lato chciał rower, to niech pedałuje”. Teraz widać, że dla p. Bońka najważniejsza była prezesura. Nie dostał zabawki, to obrażony schodzi z boiska. Nie tak grał kiedyś Zbigniew Boniek. Znów zatęskniłem do filharmonii – tam grają czysto.