Nie ma zgody, Panie Weiss!

Nigdy bym nie pomyślał, że Szewach Weiss – człowiek zasłużony dla pojednania polsko – niemiecko – izraelskiego – zaprotestuje przeciwko przyznaniu literackiej nagrody Nobla rumuńsko – niemieckiej pisarce Hercie Muller. Ze zdumieniem przeczytałem jego artykuł „Na straży pamięci historycznej” w dzisiejszej „Rzeczpospolitej”.

Weiss zaczyna od pewnej insynuacji: „Nie chcę oskarżać nikogo o jakiekolwiek manipulacje. I nie chodzi o kolejkę państw, które na takiego Nobla liczą, a go nie dostają”, po czym wtrąca, że Izrael nie otrzymał żadnej takiej nagrody (za to w innych dziedzinach – liczne). Jeżeli Szewach Weiss nie chce nikogo oskarżać, to dlaczego jednak oskarża, a nawet sugeruje manipulacje na niekorzyść państwa żydowskiego? Czy Nobel jest nagrodą dla państwa, dla narodu czy dla twórcy? Bo jeśli jest nagrodą dla państwa, to być może wszystkie powinny przypaść jednemu państwu?

„W tym roku – czytamy dalej – literackiego Nobla dostała Herta Muller. Córka esesmana. Oczywiście, nie jest winna temu, że urodziła się w takiej rodzinie. Nie chcę przenosić osobistej odpowiedzialności z pokolenia na pokolenie. To nie byłoby sprawiedliwe.”

To nie byłoby sprawiedliwe, a jednak Weiss odpowiedzialność przenosi, ma coś Hercie Muller za złe, i w końcu wyjdzie szydło z worka. „Od narodu i jego historii uciec nie można – pisze. Przed historią narodu nie ma schronienia. Bo istnieje odpowiedzialność kolektywna, której efektem nie jest kara, ale poczucie historycznej winy. Jestem przeciwko cenzurze, ale nagradzanie takich osób jak pani Muller może prowadzić do złych konsekwencji w przyszłości. Kolejne pokolenia będą mogły myśleć: kiedyś była wojna, nie wiadomo dokładnie kto zaczął, były ofiary cierpienia po obu stronach… Kto wie, może jeszcze kiedyś ktoś oskarży Polskę, że zaczęła II wojnę światową? Taka tendencja mi się nie podoba” – pisze Weiss, bo można „odwrócić pamięć”, „manipulować nią”, „zepsuć kolejne pokolenia”.

Przecieram oczy ze zdumieniem: Co to znaczy: „Nagradzanie takich osób jak pani Muller”? Przecież to jest nagroda nie za osobę, ale za książki tej osoby, za jej dzieło, za to, co napisała, a nie za jej życiorys czy za niesłuszne pochodzenie, ani nie jest to rachunek za to, czego nie napisała. Żeby daleko nie szukać: Arafat i Begin dostali nagrodę Nobla ZA COŚ, a nie mimo czegoś. Churchill dostał literackiego Nobla za to, co napisał, a nie za świństwa, które popełnił on lub jego przodkowie w koloniach (tatuś aniołkiem nie był…).

Szewach Weiss formułuje ideę odpowiedzialności zbiorowej do końca życia, ba, do końca Historii. Czyli Rosjanin, Kaszub czy Polak, syn czy wnuk bolszewika, miałby w swojej twórczości do końca życia rozliczać się ze zbrodniami dziadka z WKP(b) albo z Wehrmachtu. Potomkowie Bermana, Radkiewicza czy Fejgina muszą w swojej twórczości rozliczać się ze zbrodniami bezpieki, nie mogą napisać „Cierpień młodego Wertera”, tylko opisywać cierpienia najmłodszej latorośli swojej rodziny, swojego narodu?

„Proszę, niech pani Muller wybaczy. Mówię ogólnie o pewnej zasadzie. Nie krytykuję jej za to, że jest córką esesmana. (Oto jaki wielkoduszny jest szanowny autor – Pass.) Krytykuję za to, że choć była córką takiego człowieka, to zbyt mało wnikliwie zajmuje się konsekwencjami codziennej pracy swojego ojca w fabryce śmierci. (…) Bardzo bym się wstydził, gdyby mój dziadzio lub ojciec byli w Majdanku i w jednym dniu brali udział w zamordowaniu 18 tys. Żydów” – pisze Szewach Weiss.

A ja z pewnym zażenowaniem czytam, co pisze Szewach Weiss, b. przewodniczący Knesetu i b. ambasador państwa Izrael w Warszawie, znany przyjaciel Polski. Z tego bowiem, co pisze, wynika, że Niemcy, a może i Rosjanie, i Serbowie, i Turcy, a może i niektóre inne narody, nigdy już nie będą mogły żyć inaczej niż na kolanach. Jeżeli Herta Muller zbyt mało się wstydzi, zbyt mało wnikliwie analizuje, to ile ma się wstydzić i analizować, żeby mogła wsiąść do wagonu „tylko dla białych”? Ja rozumiem, że musimy być strażnikami prawdy, strażnikami historii, strażnikami pamięci, nie pozwalać na zamazywanie odpowiedzialności za Holokaust i II wojnę światową, ale z tego wcale nie wynika, że literacką nagrodę Nobla powinien był dostać na przykład pisarz izraelski – nie miałbym nic przeciwko temu, pod warunkiem, że byłaby to nagroda za dzieło, a nie za słusznych rodziców czy za dobry naród (jeśli istnieją narody lepsze i gorsze). Choć wielu z nas straciło w czasie wojny całą Rodzinę z rąk Niemców i Polaków, nie chciałbym być strażnikiem w obozie narodów drugiej kategorii.