Gorzki piątek

Dzisiaj 10. rocznica katastrofy smoleńskiej. Czy Państwo wiedzą, dlaczego polska delegacja nie pojechała tam, gdzie zginął najwybitniejszy – zdaniem niektórych – prezydent Polski wraz z małżonką i kwiatem ówczesnej elity władzy, ówczesnej polityki, kultury, wojska?

Dla mnie to jest niepojęte. 10 lat PiS podsycał religię smoleńską, oskarżał swoich rywali, „zdradzieckie mordy”, o morderstwo, latami urządzał seanse nienawiści zwane miesięcznicami, żądał prawdy, wraku, czarnych skrzynek.

I co? Po pięciu latach rządów PiS, po słynnym powstaniu z kolan, nie mamy wraku, nie mamy oryginałów skrzynek, nie mamy prawdy innej, niż ustaliła komisja Millera, bo chyba nikt w teorie wybuchów nie wierzy, jeden z jej głównych autorytetów czmychnął do Stanów, a Macierewicza razem z jego wybuchami mało kto traktuje poważnie.

Mało tego! W okrągłą rocznicę z Polski nie pojechał nikt! Gdyby tak postąpił rząd Tuska albo Millera, rozległoby się wycie: zdrajcy, tchórze, targowica!

Dlaczego Jarosław i rząd nie powiedzą, z jakiego powodu Polska jest dziś nieobecna pod Smoleńskiem? Przecież wybierał się sam premier i jego przełożony – zwykły poseł. Mówi się nam tylko, że strona rosyjska nie zagwarantowała czegoś na piśmie. Na miłość boską – czego?

Czyżby chodziło o pandemonium i kwarantannę, najpierw, powiedzmy, w Witebsku, a potem w Warszawie? Jeżeli polski premier nie ma na to czasu, co w czasie pandemonium jest zrozumiałe, to dlaczego nie mógł polecieć wysoki rangą polityk, np. minister Suski, którego nieobecności w Polsce nikt by nie zauważył, albo europoseł Bielan, który nie raz pełnił delikatne misje, mógł polecieć szef IPN, generał albo inna znakomitość.

Stało się inaczej – Polski dziś w Smoleńsku nie ma i nie wiadomo, dlaczego.

Sprawa druga. Według propagandy rządowej prezydent Duda uruchomił most powietrzny Chiny–Polska. Już od pewnego czasu zapowiadano, że w Polsce wyląduje „największy samolot na świecie”, który przywiezie z Chin sprzęt medyczny do walki z pandemią. I rzeczywiście, we Wrocławiu wylądował gigantyczny samolot Antonow Rusłan (AN-124), długi na 80 m, taki do przewozu dźwigów, pomników, czołgów i innych ładunków ponadgabarytowych. Przywiózł m.in. 180 tys. kombinezonów, 50 tys. par gogli, 1 mln par rękawiczek i inne dobra wartości 25 mln euro. Przed nami następna, większa transakcja, w tym 300 tys. koreańskich testów genetycznych. Wszystko to musi kosztować krocie, bo są to jak zwykle zakupy „last minute”.

Duma z powodu lądowania największego samolotu nie może przesłonić dwóch refleksji: dlaczego w takiej chwili muszą to być kraje autorytarne? Imperialistyczna, putinowska Rosja (samoloty) i „czerwona China” (jak mawiano przed wojną). Osobiście bardzo się z tego cieszę, gdyż dobre uczynki, choćby za ciężkie pieniądze, stanowią krok ku normalizacji. Dobrze, że Polska ma u kogo kupić niezbędny sprzęt – szkoda, że tak późno. Ale na rozliczenia przyjdzie czas po pandemii.

Wczoraj minęła 10. rocznica pogrzebu Krzysztofa Teodora Toeplitza po jego przedwczesnej śmierci – wybitnego krytyka filmowego, eseisty, scenarzysty (m.in. „Czterdziestolatek”), felietonisty, redaktora i współpracownika wielu czasopism, w tym „Polityki”. Krzysztof był godnym kontynuatorem zasług rodu Toeplitzów dla Polski i dla Włoch. Krzysztof, ja i nasze rodziny byliśmy bardzo zaprzyjaźnieni. Dzisiaj szalenie brak jego publicystyki. Niektórzy uczestnicy Jego pogrzebu (Jerzy Szmajdziński, Izabela Jaruga-Nowacka, Jolanta Szymanek-Deresz) nazajutrz zginęli w katastrofie smoleńskiej. Krzysiu, nigdy Cię nie zapomnę.