My wiemy lepiej

Wczorajsze przedpołudnie spędziłem w bazylice, na uroczystościach pogrzebowych Ryszarda Kapuścińskiego. Zarówno w homilii (bardzo ładnej), jak i w wystąpieniach osób świeckich podkreślano, że pisarz przede wszystkim słuchał i opisywał, niczego nie narzucał, chciał świat poznać, a nie urządzać po swojemu.

Niestety, prosto z kościoła pojechałem na dyskusję panelową na temat „Quo vadis Ameryka Łacińska?” Dosyć prędko zarysował się podział pomiędzy niektórymi panelistami (dyplomaci, uczeni, dziennikarze), którzy byli niechętni Castro i Chavezowi, natomiast przychylni Stanom Zjednoczonym, a publicznością, zwłaszcza obecnymi na sali Latynosami. Podczas kiedy z panelu padały słowa uznania pod adresem chilijskiego cudu gospodarczego, emigrant z Chile, który właśnie odwiedził swój kraj po 17 latach nieobecności, narzekał na biedę i nierówności. Podczas gdy jeden z panelistów złorzeczył na Hugo Chaveza, że dyktator, rozdaje ogromne wpływy z ropy naftowej, nie inwestuje, a dzieci uczą się czytać na kubańskich elementarzach, głosy z sali, na ogół z hiszpańskim akcentem, broniły Chaveza.

Już wtedy przeszło mi przez myśl, że inne narody nie chcą nas słuchać. Gdyby mieszkańcy Wenezueli czytali „Gazetę Wyborczą”, która nie zostawia suchej nitki na Chavezie, to latynoski caudillo, zapatrzony w Fidela, nigdy nie wygrałby żadnego referendum ani wyborów, które stale wygrywa.

W drodze powrotnej do domu przeczytałem w tejże „Gazecie”, że Putin cieszy się w Rosji rekordową popularnością. Wedle rozmaitych badań, prezydent cieszy się poparciem 80 proc. Rosjan! Lech Kaczyński ma czego zazdrościć. Mając do wyboru czasy Romanowów, Stalina, Breżniewa i Jelcyna – ponad połowa badanych odpowiedziała, że chciałaby żyć teraz – w epoce Putina. I znów, Rosjanie chyba nie śledzą naszych mediów, nie wiedzą jaki jest Putin naprawdę. Jaka jest w Polsce powszechna wiedza o Putinie? – Wyrosły z bezpieki aparatczyk i szpieg, otoczony kumplami z KGB, wtrącił do łagru miliardera, Gruzinów obraził, Czeczenów wymordował, pozostałych zastraszył albo wypędził, media zdławił, opozycję zdusił, podoba mu się tylko Frau Merkel. Oczywiście, jest w tym dużo prawdy, ale czy jest to cała prawda? Gdyby Rosjanie, podobnie jak Wenezuelczycy, zechcieli tylko nas słuchać, to Putin z Chavezem dawno już szukaliby schronienia na Kubie. Ale kłopot z tym światem jest taki, że nie chce nas słuchać.

O godzinie 18.00 wysłuchałem wiadomości w programie I Polskiego Radia, a więc najbardziej miarodajnych dla rządu. Podano informację, że Sąd Najwyższy orzekł, iż Józef Oleksy nie był kłamcą lustracyjnym. Okazało się, że Oleksy nie wpisał do oświadczenia lustracyjnego, iż w latach 70. odbył jakieś szkolenie wywiadowcze. Nie wpisał, ponieważ minister Obrony i szef wywiadu w odpowiedzi na jego zapytanie powiedzieli, że nie musi tego wpisywać. (Oczywiście, byłoby ładniej, gdyby wpisał, ale kto lubi kręcić bicz na samego siebie?) Wyrok oczyszcza Oleksego z zarzutu, że jest kłamcą lustracyjnym, a to było przedmiotem sprawy (nie zaś to, czy przeszkolenie przeszedł, bo tego J.O. nie negował).

Wyrok jest na rękę Oleksemu, ale nie partii lustratorów. Cóż więc robi Polskie Radio? Po JEDYNY komentarz zwraca się do historyka IPN, Piotra Gontarczyka, którego umieściłbym na prawo od Iwana Groźnego. Dr Gontarczyk nie zostawia na wyroku i na Sądzie Najwyższym suchej nitki. Jego zdaniem wyrok jest sprzeczny z wiedzą historyków, dokumenty będą opublikowane, wszystko wyjdzie na jaw, Sąd Najwyższy wpisuje się w złe praktyki sądownictwa itd. itp. Żadne „uszanujmy wyrok najwyższego trybunału”, żadnego domniemania niewinności, żadnego rozstrzygania wątpliwości na korzyść oskarżonego – Gontarczyk wie lepiej. Szkoda tylko, że nie posłuchał go Sąd. Najwyższy – jedna z tych instytucji, które nie są jeszcze „odzyskane”.

Kiedy wreszcie ludzie – od Caracas po Moskwę i Warszawę – zaczną nas słuchać? Bo przecież my wiemy lepiej. Wystarczyło wyjść z bazyliki, żeby zapomnieć, że Kapuścińskiego chwalono za to, iż umiał słuchać, wnikać w cudze poglądy, szanować je, a nie przerabiać innych na własne kopyto.