W szampańskim nastroju

0dp450.jpg 

Drogie Blogowisko, nie wiem kto zrobił ten przeciek z mojej teczki i jakim sposobem dowiedzieli się Państwo o moich 70. urodzinach, ale stokrotne dzięki wszystkim, którzy nadesłali życzenia. Przez chwilę wahałem się, czy dziękować publicznie, bo pamiętam jak w czasach systemu (określenie z repertuaru Zygmunta Kałużyńskiego) ukazywały się takie „podziękowania”, w rodzaju:

Wszystkim instytucjom, organizacjom społecznym i osobom prywatnym, które nadesłały mi życzenia z okazji (…) składam tą drogą serdeczne podziękowania. Przewodniczący Rady Państwa, I Sekretarz KC PZPR…

(nazwisko znane blogowiczom). Co starsi blogowicze, a takich na tym blogu nie brak, pamiętają zapewne podobne komunikaty. Nie chciałbym wyjść na takiego bufona, tym niemniej serdecznie dziękuję i nie mogę się nadziwić, jak niektórzy moi rówieśnicy (w tym ja sam) odnaleźli się w Sieci. Chyba to są już skutki owej „produktywizacji emerytów”, którą zapowiada rząd.

Ponieważ na blogu są też ludzie młodzi, może ich interesuje, jakie to jest uczucie, kiedy człowiekowi stuka siedemdziesiątka i wydaje się zmurszały? Otóż jest to uczucie wspaniałe! Sądziłem, że jeśli dożyję sędziwego wieku, to będę zgorzkniałym starcem, a ja wręcz przeciwnie – jestem szczęśliwy jak rzadko kiedy i śmieję się od ucha do ucha, bo jest z czego (i z kogo). Nie mogę się nadziwić, że przeżyłem okupację (to dla mnie wspomnienie bardzo żywe), wzlot i upadek systemu, ponad 15 lat wolności słowa, dochowałem się Rodziny, tysięcy Czytelników i Blogowiczów – to jest cud, za który nie wiem komu dziękować.

Może Państwa zainteresuje, jak taki dziadunio obchodzi jubileusz. Otóż już dawno „nabyłem, drogą kupna” bilety do Filharmonii Narodowej i zabrałem ze sobą rodzinę. Było nas czworo. Koncert był w sam raz: V Koncert fortepianowy Beethovena (pianista Jon Kimura Parker) i Symfonia Wielka Schuberta. Dyrygował Jerzy Semkow, którego pamiętam od zawsze. (Nic dziwnego – urodził się w 1928 roku – to prawdziwy Jubilat!). Byłem szczęśliwy i pierwszy raz z rodziną w tym składzie w filharmonii. W chwilach rozmarzenia miałem wrażenie, że oni wszyscy wiedzą, że to mój jubileusz i dlatego tak pięknie grają, a te brawa są dla mnie. Nawet się kłaniałem, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Wspominałem, ile pięknych chwil spędziłem w filharmonii. W momentach otrzeźwienia myślałem o tym, czy to warto wspominać, bo to była „peerelowska filharmonia”. Niedawno słyszałem na własne uszy w radiu, że w PRL ludzie podawali sobie z rąk do rąk książkę Michaliny Wisłockiej „Sztuka kochania”, ponieważ była tępiona przez reżim, więc zastanawiam się, czy filharmonia była OK.

Po koncercie zabrałem rodzinę do restauracji Gar, położonej vis a vis Filharmonii. Koncert plus kolacja – was willst du noch mehr, mein Liebchen? Wszystko było na wysokie C, a najbardziej rodzina – w tym moja najmłodsza wnuczka, Hanusia, która urodziła się dosłownie tydzień temu (córka mojego pasierba Łukasza i jego ukochanej Basi). Pierwszy raz byłem na kolacji z kimś młodszym ode mnie o 70 lat! Życzę Wam wszystkim, żebyście tego dożyli!

Trzy dni później z artykułu Doroty Szwarcman „Bunt pulpitów” (w „Polityce”) dowiedziałem się, że muzycy również strajkują. Okazuje się, że muzycy też ludzie i mają swoje postulaty, np. nie lubią, żeby ich przesłuchiwać (kto lubi?) i nazywają to mobbingiem. Zamiast ćwiczyć w domu, często nawet się nie fatygują, żeby zabierać instrumenty z filharmonii (bo w domu nikt ich nie przesłuchuje…, tylko idą do innej pracy). „Potem, gdy nieprzygotowani mylą się na kolejnych próbach, na uwagę odpowiadają, że każdy ma prawo do pomyłki. Za to pilnują skwapliwie, by próby kończyły się w terminie, by równo z fajrantem przerywać grę nawet w środku frazy.” Pani Dorota opisuje częste u nas konflikty pomiędzy orkiestrą (i związkami zawodowymi!) a dyrygentem. W związku z tym przypomina mi się anegdota o znanym dyrygencie, Grzegorzu Fitelbergu, jaką słyszałem w młodości. Otóż Fitelberg, Niemiec z pochodzenia, był bardzo wymagający. Pewnego razu na próbie zauważył, że pewien spóźniony tenor usiłuje chyłkiem zająć swoje miejsce w chórze. Dyrygent przerwał próbę i zapytał groźnie: – A pan, dlaczego spóźniony? – Umarła mi matka, Maestro. – Aaa, to dobrze, to dobrze, jest pan usprawiedliwiony” – odpowiedział Fitelberg.

Na tym kończę ten urodzinowy wpis, żeby ktoś nie sądził, że szampan uderzył mi do głowy.

Spokojny, Teresa Stachurska, SympatykDP, Stary Polak z PRL, Lex, pielnia1, Włodek, ANCA, PI, aleydis, buku, jerzy.n19, telegraphic observer, Sol, Keith, magrud, Joanna, Spokojny, zappatist, Kakasia, Art63, TJ, aster5, Cargo, Jerzy, Lesiu, Dorota I., alburri, Waldemar, Witold, Halszka – stokrotne dzięki!