Jak nie krzyżem, to katastrofą

„To gorzej niż błąd, to zbrodnia” – chciałoby się napisać o tym, że PiS wciągnął rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej do swojej gry politycznej.

Zamiast zapewnić tym rodzinom maksymalną pomoc i spokój, zamiast pozwolić rodzinom ofiar odnaleźć się w życiu, Prawo i Sprawiedliwość czyni z katastrofy smoleńskiej główną oś konfliktu politycznego, który tym samym nie może ominąć prawie stu rodzin, ich przyjaciół i znajomych. To dewastacja polskiego życia politycznego, które nie powinno się ogniskować wokół najbardziej nawet bolesnej katastrofy. Zamiast starać się ukoić ból rodzin, PiS i jego akolici podsycają każdą wątpliwość, każdą spekulację, wszelkie napięcie.

W okresie pomiędzy katastrofą a wyborami prezydenckimi, rodziny smoleńskie były pozostawione w spokoju. Jedna czy druga osoba mogła dać wyraz swojemu zaniepokojeniu przebiegiem śledztwa, mogła ulec sugestiom, że nie była to katastrofa, tylko zamach, mogła być rozżalona na organizatorów wyjazdu, na traktowanie w Moskwie czy w Smoleńsku, ale to wszystko nie miało charakteru politycznego, nie było kampanią.

Dopiero gdy Jarosław Kaczyński i powolne mu władze PiS wskazały cel – udowodnienie, że nie była to katastrofa tylko zbrodnia, i wskazały winnego, którym jest Donald Tusk oraz jego rząd – rodziny smoleńskie okazały się potrzebne. Przypomniał sobie o nich znany z miłosierdzia Antoni Macierewicz oraz jego zespół posłów PiS, można było rodziny wykorzystać, by na forum zrzeszającym ponad 120 posłów zainteresowanych awanturą wokół katastrofy, podzieliły się swoimi obawami, podejrzeniami, oskarżeniami.

Specjalnością Jarosława Kaczyńskiego jest konflikt, jest podział, i udało mu się podzielić środowisko rodzin smoleńskich. Być może udało się nawet zarazić kilka rodzin pragnieniem zemsty, agresją w stosunku do władz polskich, mówieniem o „zbrodni” (oczywiście w sensie „potocznym”), nieufnością w stosunku do Rosji i do wszystkich osób oraz instytucji zajętych badaniem przyczyn katastrofy. To zrozumiałe, każdy przeżywa po swojemu. Ale z kolei inne osoby zachowały zimną krew i rozwagę. Z wielką klasą wypowiadała się w telewizji Pani Ewa Komorowska, wdowa po ministrze Stanisławie Komorowskim. Z charakterem oparła się naciskom Pani Izabella Sariusz-Skąpska, córka byłego prezesa zarządu Federacji Rodzin Katyńskich, który zginął pod Smoleńskiem. Pani Skąpska powiedziała, że „Smoleńsk zawłaszczyła jedna opcja polityczna. (…) Nie możemy już w spokoju przeżywać żałoby i czekać na wynik prokuratorskiego śledztwa”. Także Pani Magdalena Merta, wdowa po wiceministrze Kultury, pracownica IPN, która „na zespole Macierewicza” wypowiadała się bardzo ostro pod adresem prokuratury i władz, nazajutrz zmieniła ton, i w telewizji kilkakrotnie podkreślała zadowolenie z jakim przyjmuje zmianę na lepsze w podejściu prokuratury do rodzin smoleńskich.

W sumie jednak jesteśmy świadkami smutnego, gorszącego widowiska, namawiania do ekshumacji, do poddawania w wątpliwość sekcji zwłok, do dyskwalifikowania polskich i rosyjskich instytucji oraz specjalistów, a wszystko w jednym celu. Zrozpaczone, zagubione osoby wykorzystywane są do wojny politycznej. Politycy PiS i media nie wahają się, by uczynić z tego gorszącą hecę, która ma odwrócić uwagę od prawdziwych przyczyn katastrofy, politykom PiS ma napędzić wyborców zgorszonych „zbrodniczą polityką” Platformy, a mediom – jak najwięcej klientów. Pisałem już w tym miejscu nie raz, że ta katastrofa wydaje się mieć szereg przyczyn – od „wojny na górze” po powszechne bałaganiarstwo, zapewne także po stronie rosyjskiej. Ale nie każdy jest zainteresowany ujawnieniem wszystkich przyczyn. Wygląda na to, że wręcz przeciwnie – im większa demoralizacja, im mniej zaufania, im więcej znaków zapytania, im mniej odpowiedzi, im mniej autorytetów – tym lepiej. Jak nie krzyżem go, to katastrofą.