Bliżej Europy
Po wyborach 7 czerwca jesteśmy nieco bliżej Europy. Zadecydowała o tym przede wszystkim frekwencja, która świadczy, że coraz więcej osób zdaje sobie sprawę, że Europa to my, że nie tylko Unia Europejska ma obowiązki wobec nas, ale i my wobec Unii, że społeczeństwo obywatelskie to społeczeństwo aktywne.
Powody do satysfakcji mamy tym większe, że kampania była brudna i niemerytoryczna. Opozycja zwalczała rząd na gruncie wewnętrznym – za nieróbstwo, lekceważenie kryzysu gospodarczego, bezczynność, nieudolność i lekceważenie rzekomego zagrożenia ze strony Niemiec. Wybory zbiegły się z XX rocznicą wyborów z 1989 roku do Sejmu „kontraktowego”, co jeszcze bardziej sprzyjało rozdarciu na arenie wewnętrznej. Z jednej strony PiS i Solidarność pod wodzą braci Kaczyńskich w Gdańsku, z drugiej Platforma z premierem, Havlem, kanclerz Merkel, premier Tymoszenko i innymi znakomitościami w Krakowie.
W trakcie kampanii doszło do kilku nadużyć – Jarosław Kaczyński insynuował, że Platforma nie jest partią polską, a mało wyszukany spot Platformy pokazywał, że PiS ma fundusze europejskie w świńskim zadku. Platformie pomogły pomyślne wyniki gospodarcze za I kwartał. W przeddzień wyborów przywódcy obu obozów schowali pazury. Prezydent wygłosił bezbarwne orędzie, a Tusk dziękował Lechowi Kaczyńskiemu za to, że w tamtych czasach „pomagał Wałęsie”. Nie wiem, czy sprowadzenie Kaczyńskiego do roli pomocnika Wałęsy nie zabolało przewrażliwionego prezydenta, ale jeśli tak, to nie dał po sobie poznać. Na pewno nie zapomni, gdyż jest pamiętliwy.
Nieprzyjemna kampania mogła zaowocować niską frekwencją, gdyż wszelkie badania wskazują, społeczeństwo nisko ocenia polityków, najwyższe instancje, w tym prezydenta, rząd i Sejm, a także władze sądownicze – czyli cały trójpodział władz. Monteskiusz nie byłby zadowolony. Mamy kryzys zaufania i kryzys państwa. Byłoby więc naturalne, gdyby frekwencja była niska. A jednak znaczna część społeczeństwa zdała egzamin idąc do wyborów. Frekwencja około 27-28 proc., jest wyższa niż 5 lat temu, wyższa od oczekiwań, aczkolwiek wyraźnie poniżej przeciętnej w Unii (około 43 proc.). Jest powód do zadowolenia, ale nie do entuzjazmu. Drugi powód do zadowolenia ma prawica, zwłaszcza chadecja w Parlamencie Europejskim (Merkel, Sarkozy, Tusk), co znacznie zwiększa szanse Jerzego Buzka na przewodniczącego PE.
Podobne nastroje panują chyba w poszczególnych partiach politycznych w Polsce. (Wszystko, co piszę w tym komentarzu, oparte jest na szacunkach tuż po zakończeniu wyborów, o godz. 22.30). Platforma może być zadowolona, że wybory wygrała (około 45 %, 24 mandaty), zdobyła więcej głosów niż w wyborach parlamentarnych dwa lata temu, co jest sukcesem dla partii rządzącej, aczkolwiek nieco poniżej oczekiwań, gdyż w niektórych badaniach przekraczała nawet 50% i wyprzedzała PiS o ponad 20%. A więc zadowolenie, ale bez entuzjazmu. Platforma otrzymała mandat zaufania i może nadal z czystym sumieniem rządzić.
Także Prawo i Sprawiedliwość ma powody do satysfakcji, „nie jest źle”, jak ocenił prezes J.K. Prawie 30 proc. głosów to więcej niż wskazywały sondaże, aczkolwiek zdarzały się rozczarowania, jak nokaut Michała Kamińskiego (ok. 10% głosów) z rąk Danuty Huebner (43%) w Warszawie. Prawo i Sprawiedliwość pozostaje zdecydowanie najważniejszą partią opozycji, nie zostało ukarane, prezes Kaczyński może być zadowolony, natomiast dysydenci – Ludwik Dorn, Marek Jurek – muszą jeszcze na kryzys w PiS poczekać. W sumie – zadowolenie, bez entuzjazmu, bo liczono na więcej.
Sojusz lewicy Demokratycznej/Unia Pracy zebrał około 12 % głosów – to wynik nienajgorszy, pozycja Grzegorza Napieralskiego pozostaje niezagrożona. Podobnie PSL – 8%.
Wszędzie zadowolenie bez entuzjazmu.
W sumie wybory potwierdziły stabilizację na polskiej scenie politycznej. Miłym akcentem były kurtuazyjne gratulacje ze strony premiera Tuska i prezesa Kaczyńskiego. Dzięki niezłej frekwencji i zwycięstwu Platformy (a więc i jej roli w europejskiej chadecji) pozycja Polski w Unii nie doznała uszczerbku, raczej została wzmocniona. Na arenie wewnętrznej nic nie zostało rozstrzygnięte, od poniedziałku możemy się spodziewać więcej tego samego. Z kampanii europejskiej przechodzimy do kampanii prezydenckiej. Ciszy powyborczej nie będzie.