Dogrywka po wyborach
„Nie jest źle” – powiedział prezes Kaczyński o wyniku PiS w wyborach. „Relatywny sukces’ – mówi eurodeputowany Jacek Kurski. Zgadzam się z nimi, wyglądało na to, że PiS w wyborach wypadnie gorzej, ale wewnątrz tej partii panuje już nieukrywane rozgoryczenie. Nawet Zbigniew Ziobro, jeden z największych zwycięzców, wypuścił „pszczołę” i użądlił pisowskich spindoktorów, a pośrednio i prezesa. Ziobro, Mularczyk, Jakubiak, Szczypińska, Girzyński – rozwiązał się worek i rozpoczęło żywiołowe rozliczanie, a nie jak twierdzi Kurski – „rzekome niesnaski”, rozdęte przez media.
Po każdych kolejnych przegranych wyborach PiS przede wszystkim zrzuca winę na media, a ja już jestem taki stary, że pamiętam, jak na media skarżyła się nawet Unia Wolności, a jeszcze wcześniej pretensje do prasy mieli towarzysze w KC PZPR. Taka już widocznie dola mediów, wolnych i niewolnych. Mówiąc jednak, że on by „się wstydził pracować w Radiu Zet”, i strofując „różnych panów Majewskich”, prezes Kaczyński kolejny raz pokazuje się jako postać paskudna, bez klasy, uznaje tylko media, które jedzą mu z ręki.
I takich polityków, o czym świadczy fakt, że odesłał Ziobrę do nauki języków. („Pilnuj szewcze kopyta”). Widać, ile w PiS nagromadziło się goryczy. Odejście Marka Jurka, Ludwika Dorna, Zalewskiego, Zawiszy i innych niewiele zmieniło. Podnoszą głowy kolejni. W partii wodzowskiej, gdzie nie ma dyskusji, każda uwaga krytyczna urasta do rangi rebelii. I wtedy słychać zatroskanych, którzy apelują, żeby dyskutować we własnym gronie, w tajemnicy przed mediami i społeczeństwem. Ale w partii, która jest główną siłą opozycji i cieszy się poparciem ponad ¼ wyborców, różnice zdań muszą się pojawiać i przenikać na zewnątrz.
Moim zdaniem, prezes obecną dogrywkę jeszcze przetrwa, Ziobro ma czas, nabierze szlifów w Brukseli i będzie jeszcze bardziej niebezpieczny. Ale czas nie pracuje dla prezesa. Groźniejsza niż humory Ziobry i Szczypińskiej jest statystyka, wedle której Platforma ma przewagę nad PiS-em we wszystkich grupach wiekowych poniżej 65 lat! To groźna statystyka, wynika z niej, że jeśli nie będzie zmian, to PiS zejdzie ze sceny razem ze swoimi wyborcami. Rację ma więc Jadwiga Staniszkis, że największym obciążeniem dla tej partii jest jej prezes. A przecież bez prezesa trudno sobie tę partię wyobrazić. Jakie widzę wyjście? Pierwsze, że po wyborach prezydenckich na czele PiS stanie bezrobotny już Lech Kaczyński. Drugie, że na czele partii stanie Ziobro, a prezes będzie tylko honorowy.
Obecne „rzekome niesnaski” w PiS są bardzo na rękę Tuskowi, który potrafi zachować jedność dopóki jest u władzy, i stworzyć wrażenie, że jemu chodzi o Polskę, o sukces Buzka, Cimoszewicza, Huebner i Lewandowskiego w staraniach o stanowiska na arenie międzynarodowej. Prezes Kaczyński nie ma już stanowisk do rozdania, rozdaje więc tylko kuksańce i angażuje się w śmieszne, żałosne dogrywki, jak np. pobicie Anny Cugier-Kotki. To sytuacja zagadkowa, kiedy ofiara idzie do lekarza dopiero po trzech dniach, a jej patron domaga się od ministra i premiera wskazania i ujęcia sprawców. Albo w swojej szlachetności, PiS nie chciał grać ludzkim nieszczęściem w wyborach, i nawet poświęcał zdrowie pani A.C.-K., albo w dogrywce usiłuje nam wmówić, że winne pobicia są rząd, Platforma i media. Nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że napastnicy słuchali radia Zet.
Wynik PiS w wyborach nie był taki zły, gorzej jest w dogrywce.