Warto rozmawiać…
… z prof. Januszem Czapińskim, który od ponad 15 lat kieruje badaniami nad transformacją w Polsce. W rozmowie z Robertem Walenciakiem („Przegląd”) stawia diagnozę celną, ale smutną: obecna władza umiejętnie rozgrywa pewne fobie Polaków.
To jest pierwsza prawdziwie ludowa władza po II wojnie. Oni pasują jak dobrze dorobiony klucz do mentalności m.w. połowy Polaków. A nawet w niektórych wymiarach, do zdecydowanej większości.
Są jak przeciętny Polak – nieufni, podejrzliwi, zawistni. Jesteśmy na ostatnim miejscu w Europie pod względem zaufania do innych ludzi, nawiązywania narracji, współpracy z innymi, zaufania do organizacji, do instytucji.
Oni (Kaczyńscy – Pass.) więc pasują jak ulał do sposobu funkcjonowania psychicznego Polaków. Są podszyci różnego rodzaju teoriami spiskowymi. (…) Ja sobie wyobrażam, co by się działo w Polsce, gdybyśmy przed objęciem rządów przez Kaczyńskich, nie wstąpili do Unii Europejskiej. Gdyby mogli pójść na całość, naprawdę byłyby to rządy Pinocheta w Polsce. Wzięliby za pysk wszystkich. A tak biorą wybrane środowiska.
Zdaniem profesora, Kaczyńscy reprezentują „prawdziwych Polaków”, którzy myślą: „Oni mają, a my nie. Więc wreszcie się za nich zabrali!” Dobrze im tak. Dlaczego Ziobro jest tak wysoko w rankingach zaufania?
Bo on symbolizuje ten kierunek prostowania polskiej drogi. Wyczyszczenia wszystkich dziedzin życia, już nie tylko ze złodziejstwa, przekrętów, ale nawet z myśli o tym. Żeby się bali!
Cel, jaki przyświeca Kaczyńskim to nie przypodobanie się wykształciuchom, którzy są mniejszością, ale „pokazanie siły i sprawności władzy, solidarnej z ‘prawdziwymi Polakami’, którzy na transformacji skorzystali mniej, a nawet stracili.”
Od siebie dodam, że tych, którzy stracili w swoim własnym mniemaniu, jest znacznie więcej niż tych, którzy stracili faktycznie. Kaczyńscy świetnie zdyskontowali panujące niezadowolenie, bo w Polsce narzekanie wynika nie tylko z przyczyn autentycznych, ale należy do kultury. Nie jest w dobrym tonie twierdzenie, że jest OK, „I’m fine”. Dalszy los obecnej władzy zależy, zdaniem J.Cz., od koniunktury gospodarczej, a ta jest świetna (i oby trwała, bo byłoby absurdem na złość Kaczyńskim tęsknić do kryzysu). Cóż więc nam pozostaje? Praca – odpowiada Czapiński, czyli – jak śpiewał w ciężkich czasach Młynarski – „Róbmy swoje”.
Ja robię swoje i upowszechniam to, co mówią mądrzy ludzie. Wczoraj usiłowali z nami rozmawiać także biskupi, z których jeden, abp Michalik, miał za złe partii rządzącej oraz jednej z partii opozycyjnych, że nie spełniły oczekiwań Kościoła w sprawie ochrony życia. Pochwałę przed narodem otrzymał Marek Jurek, który zrzekł się godności, ale pozostał wierny przekonaniom. Dostało się rządzącym także za „kolesiostwo”. Moim zdaniem Kościół ma wszelkie prawo bronić wartości, ale nie ma prawa rozdawać ocen partiom politycznym i politykom ani wskazywać obywatelom na kogo mają głosować, co jest w Polsce nagminne. Jestem za państwem świeckim, oddzielonym od Kościoła, państwem, które nie subwencjonuje Kościoła, nie wtrąca się do jego spraw ani nie godzi się na to, żeby hierarchowie wystawiali cenzurki partiom i politykom.
Czy jest do pomyślenia, żeby politycy publicznie oceniali biskupów? Czy jest do pomyślenia, żeby wojskowi brali udział w procesji umundurowani? (Armia nie jest katolicka, protestancka, żydowska ani islamska, katolikami etc. mogą być żołnierze prywatnie). Rządzący nastraszyli trochę Kościół przy pomocy teczek, ale obecnie biskupi podnoszą głowy, więc niewykluczone, że Kaczyńscy im się odgryzą, gdyż nie cierpią krytyki. Nie zgadzam się z posłem Cymańskim, że krytyczne wypowiedzi biskupów pod adresem rządzących to woda na młyn sił liberalno-lewicowych. To raczej woda na młyn polityków w sutannach, którzy nie bez podstaw uważają, że im wszystko wolno.