Gafa Grasia
To niesłychane: rzecznik rządu, Paweł Graś, zapowiedział już oficjalną interwencję w sprawie artykułu we „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. W tekście tym warszawski korespondent FAZ, Konrad Schuler, określił Jarosława Kaczyńskiego jako „Grimmigste der Grimmingen, der national-konservative”. Wedle różnych słowników, „Grimmig” znaczy „zawzięty, straszny” i nie widzę powodu, by rzecznik rządu polskiego miał zabierać w tej sprawie głos, w dodatku zapowiadając interwencję polskiego MSZ.
Po pierwsze, dziennikarz miał prawo tak napisać. Wystarczy przypomnieć, że prezes PiS sugerował, iż Platforma nie jest partią polską. Wystarczy zacytować, jakich słów używa się w mediach polskich pod adresem polityków. Określenia „straszny, zawzięty” nie są dziś niczym nadzwyczajnym. Autor ma prawo do takich ocen, korzystają z nich także polskie media. Gdyby gazeta niemiecka określiła np. polskiego premiera, że jest „obły, mętny, galaretowaty, niedookreślony, żądny władzy”, to również nie byłoby przyczyną do interwencji władz polskich.
Wypowiedź min. Grasia świadczy o tym, że albo nie rozumie on na czym polegają wolne media, albo uważa polskiego polityka za świętą krowę. Ani jedno, ani drugie nie przystoi rzecznikowi rządu. Przypomnijmy, że była już afera „kartoflana”, o dużo mniej eleganckie określenie polskiego prezydenta. Obóz rządowy wówczas się zagotował, prezydent nie pojechał na spotkanie Trójkąta Weimarskiego, a ówczesny przewodniczący klubu poselskiego PiS , p. Gosiewski, zapowiadał wysłanie europejskiego listu gończego za autorami z „Tageszeitung”. Ostatecznie nic z tych buńczucznych zapowiedzi nie wyszło i mam nadzieje, że i tym razem min. Graś się zagalopował.
Rację ma Kai-Olaf Lange, ekspert w stosunkach polsko – niemieckich, który powiedział, że Platforma ma dylemat: chce patrzeć trzeźwo na Niemcy, a jednocześnie nie chce uchodzić za mniej patriotyczną niż PiS. Moim zdaniem rząd i MSZ mają dużo ważniejsze zadanie niż komentowanie prasy niemieckiej i ocieranie łez obrażonych polityków.