Lewandowski wygrał – Polska przegrała
Kiedy Robert Lewandowski triumfował, nasz kraj poniósł dotkliwe straty na arenie międzynarodowej.
Dla wielu ludzi postanowienie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie kopalni i elektrowni Turów było zaskoczeniem (podobnie jak zniesienie przez USA sankcji na przedsiębiorstwa zaangażowane w budowę gazociągu Nord Stream 2, co jest porażką naszej polityki zagranicznej). Nie dziwię się, ponieważ sprawy zagraniczne pozostają na marginesie zainteresowania opinii publicznej. O ile podatki, szkoły, szpitale, mieszkania i inne sprawy krajowe są pod stałą uwagą mediów oraz tych, którzy w ogóle śledzą wydarzenia, o tyle stosunki międzynarodowe nie budzą takiej ciekawości i namiętności.
Dlaczego? Po części dlatego, że jesteśmy skupieni na sobie, Polska, Warszawa – oto co się dla nas liczy. Na dodatek nie mieliśmy kolonii, polskie interesy nie sięgały daleko, na inne kontynenty. Kiedy nasz kraj został (nie po raz pierwszy) niestałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ, to władza pękała z dumy, zapominając, że miejsce to wynika z rotacji i kraje jednego regionu praktycznie po kolei pełnią tę zaszczytną rolę. Im politycy bardziej ograniczeni, prowincjonalni w sposobie myślenia, tym bardziej spragnieni sukcesów.
Dlaczego Czesi zepsuli nam humor? Jak mogli? Przecież my jesteśmy liderem regonu, najważniejszym państwem Międzymorza, a oni donoszą na nas do TSUE? Niestety, wygląda na to, że lokalny spór z Czechami, który się ślimaczył od lat, był przez Polskę niedoceniony, lekceważony. Świadczy o tym również brak polskiego ambasadora w Republice Czeskiej od prawie roku. Każdy dyplomata uznałby to za oznakę lekceważenia („Czechy mogą zaczekać”, „nie pali się” itp.). Kto jest winny tego zaniedbania – MSZ czy Kancelaria Prezydenta – nie wiadomo. A nie wiadomo, ponieważ mało kogo to obchodzi, dla nas stosunki międzynarodowe to sprawa drugorzędna – chyba że chodzi o sprawy naprawdę dla polskiego rządu ważne – czyli walkę z aborcją. Wtedy MSZ się nie ociąga. Ambasada w Pradze wysmażyła list do władz czeskich, aby zmieniły (akurat dyskutowane) ustawodawstwo tak, by ukrócić turystykę aborcyjną z Polski. „Polskie prawo dotyczy Polek i Polaków wszędzie” – twierdzi Warszawa. Jest to nic innego jak ingerowanie w ustawodawstwo innych państw, rodzaj supremacji, arogancji i wyższości. Tak rozumuje Łukaszenka. Nic dziwnego, że polski postulat został odrzucony.
Tym razem idzie o Turów – sprawę odwlekaną co najmniej od ośmiu lat, kiedy premier Sobotka ostrzegał premier Szydło, że jeśli nie rozwiążemy tego sporu, to sprawa może trafić do Komisji Europejskiej. Sprawa jest dla Polski gardłowa (Turów dostarcza 5-7 proc. energii elektrycznej w Polsce). Dlatego zamiast krzyczeć o suwerenności, bezpieczeństwie energetycznym etc., należy kolejny raz – ale tym razem serio – przystąpić do negocjacji i spowodować, żeby Czesi wycofali swoją skargę. Mniej arogancji – więcej profesjonalizmu, oto czego potrzebuje polska dyplomacja.
Decyzja Bidena o zniesieniu sankcji dotyczących budowy Nord Stream 2 to nieoczekiwany cios z Waszyngtonu i porażka wieloletniej walki z rosyjsko-niemieckim gazociągiem łączącym naszych dwóch potężnych sąsiadów. Trudno o gorszą wiadomość. To świadectwo naszej sprawczości na arenie międzynarodowej. Niestety, trzeba było posłuchać tych, którzy radzili przyłączyć się do budowy Nord Stream 2 (a byli tacy). Przypominali starą zasadę: jak nie możesz ich pokonać – to dołącz do nich. Tym bardziej że byliśmy zapraszani.