Miękkie serce
Wydawałoby się, że sprawa jest prosta. Adam S., partner biznesowy Marcina Dubienieckiego – zięcia prezydenta Lecha Kaczyńskiego – został skazany za działanie na szkodę Skarbu Państwa. Pan Prezydent, działając w trybie nadzwyczajnie szybkim, Adama S. ułaskawił. Od kiedy fakt ten został ujawniony przez dziennik „Polska. The Times” jesteśmy świadkami niedomówień, żeby nie powiedzieć obłudy. Byli ministrowie Kancelarii Prezydenta, Andrzej Duda i Robert Draba, nie mogą sobie przypomnieć albo się tym nie zajmowali. Prof. Tomasz Nałęcz, doradca prezydenta Komorowskiego, twierdzi, jakoby dla ochrony niewątpliwej uczciwości tragicznie zmarłego prezydenta, sprawę należało jak najszybciej wyjaśnić. Jarosław Kaczyński twierdzi, że nic o tym nie wie.
Przyjmuje się założenie, że źli urzędnicy Kancelarii, oszukali naiwnego i łatwowiernego prezydenta, zmanipulowali go, wyłudzili ułaskawienie. Rozumiem dobre intencje wszystkich, którzy szanują dobre imię Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ale przecież Prezydent był profesorem prawa! Sprawa dotyczyła osoby bliskiej biznesowo członkowi jego rodziny. Nie mógł nie wiedzieć, co robi. Sugerowanie, że Prezydent był bezwolnym narzędziem swojej rodziny lub ministrów, albo zmowy jednych i drugich, jest poniżające dla jego osoby i dla pierwszej osoby w państwie. Dla mnie bardziej korzystna dla Prezydenta jest interpretacja, że miał chwilę słabości, sprawa nie była wielkiej wagi, i Lech Kaczyński okazał miękkie serce. To go czyni bardziej ludzkim, a pokrętne interpretacje i wygibasy tylko szkodzą jego pamięci.