Chyłkiem i ukradkiem

W niedzielny wieczór oglądałem „Fakty” TVN i uwagę moją zwróciła pierwsza wiadomość: Komorowski, Tusk i Schetyna polecieli do Łodzi z naruszeniem nowych zaleceń Biura Bezpieczeństwa Narodowego w sprawie zasad podróżowania najważniejszych osobistości w Polsce. Premier i marszałek Sejmu polecieli jednym helikopterem, co jest sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, z zaleceniami BBN, wreszcie świadczy o lekceważeniu tragicznego doświadczenia z katastrofy smoleńskiej. Rzecznik rządu, Graś, i Sławomir Nowak z Kancelarii Prezydenta, tłumaczyli się niezręcznie, że zalecenia BBN nie mają jeszcze mocy prawnej, że można nad nimi dyskutować, że inne rozwiązanie byłoby nieekonomiczne etc. Co do meritum, to uważam, że decyzja władz była niefortunna, można było wielką trójkę rozdzielić (np. na dwa helikoptery i samochód). Władze faktycznie były w niezręcznej sytuacji: jeśli polecą wspólnie – to niebezpiecznie, jeśli polecą oddzielnie – to kosztownie. I tak źle i tak niedobrze.

Ale bardziej niż kłopoty władz zainteresowały mnie intencje TVN. Otóż szczegóły logistyczne całkowicie przesłoniły „Faktom” cel wizyty prezydenta, premiera i marszałka w Łodzi. Sprawa drugorzędna – logistyka, przesłoniła sprawę pierwszorzędną: cel wizyty najważniejszych polityków w państwie. Co to było: odruch serca? Zagranie polityczne? PR? W dyskusji radiowej z kolei skupiono się nad tym, dlaczego panowie K&S&T, wbrew wcześniejszym zapowiedziom, nie udali się do Łodzi wspólnie z politykami innych partii politycznych (PSL, SLD i bardzo ewentualnie PiS). A nie udali się wspólnie, żeby nie tworzyć wspólnego frontu przeciw PiS, i – dodajmy – nie dopuścić do zgromadzenia publicznego, bo dojdzie do awantury.

Wniosek: najważniejsi politycy nie mogą dziś złożyć kwiatów na miejscu zbrodni, żeby nie być podejrzewani o nieczyste intencje, albo żeby media nie skupiły się na imponderabiliach zamiast na tym, co istotne. Tego, że prezydent, marszałek i premier mogli się kierować szlachetnymi intencjami, nie zakłada nikt. Smutna to konkluzja. Kompleks polityczno-medialny tak wszystko kwestionuje i interpretuje, że „fakty” ważniejsze są od faktów. Wedle badań socjologicznych, Polska znajduje się na szarym końcu Europy pod względem zaufania człowieka do człowieka. W ostatnich latach ta nieufność chyba wzrosła.

Fakt, że już nie tylko osoby zajmujące najważniejsze stanowiska w kraju, ale i politycy drugiego (wicemarszałek Niesiołowski) i trzeciego (eurodeputowani Kurski i Ziobro) otrzymali ochronę z inicjatywy BOR, a prezes Kaczyński porusza się z ochroną prywatną, daje do myślenia. Czy oni wszyscy boją się szaleńców? Fanatyków? Własnego społeczeństwa? Coraz więcej działań odbywa się ukradkiem. Chyłkiem przeniesiono krzyż. Chyłkiem odsłonięto tablicę. Trzy najważniejsze osoby w państwie chyłkiem wybrały się do Łodzi, zapewne dlatego, żeby uniknąć gorszących awantur, buczenia, wyzwisk, a może i kamieni. Kiedyś groziło to politykom lewicowym, Jaruzelski dostał kamieniem w głowę, Kwaśniewskiego zaatakowali w Paryżu bojówkarze Ligi Republikańskiej, teraz prezydent, marszałek i premier nie mogą złożyć kwiatów na miejscu zbrodni uroczyście, czy nawet publicznie, nie mogą pokazać się bez ryzyka awantury.

To, że kiedyś media i politycy głównego nurtu tolerowali ataki na lewicę, doprowadziło do rozzuchwalenia prawicowych radykałów, którzy dzisiaj atakują centroprawicowe władze kraju, czyli działaczy Platformy. Główną odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponosi polityka Jarosława Kaczyńskiego obliczona na eskalację konfliktu. Jego Deklaracja Łódzka, czyli katalog grzechów (skądinąd autentycznych) Platformy, jest kpiną z pojednania. Jego żądania jednostronnych przeprosin, jego postulat, żeby prezydent zwolnił tego czy innego doradcę, jego wezwanie do tego, żeby pogrzeb w Łodzi był znaczącym (czytaj: politycznie wykorzystanym) wydarzeniem, prowadzą do tego, że kwiatów nie można już złożyć ani na miejscu zbrodni, ani na pogrzebie.

Z drugiej strony prezydent Komorowski popełnił błąd, o którym już pisałem, mówiąc w rozmowie z p. Kolendą – Zaleską z TVN 24, że zrobi „eksperyment” i przeprosi. Jego „przeprosiny” nie sprawiały wrażenia szczerych. To tylko dolewa oliwy do ognia. Mimo tragicznych doświadczeń, wojna polsko-polska zaostrza się i będzie trwała dopóki wyborcy definitywnie nie ukarzą sprawców.