Wiatr od morza
Zawodowi komentatorzy i analitycy będą na pewno obgryzać kości, które George W. i Lech K. pozostawili na konferencji prasowej po spotkaniu w nadmorskiej rezydencji polskiego prezydenta. A więc będą pisali, że polski prezydent – niewątpliwie pod wpływem swojego gościa – mówił koncyliacyjnie o Rosji, językiem, jakiego dawno nie słyszeliśmy. Że o samej tarczy antyrakietowej powiedziano niewiele, bo rokowania trwają, ale są to rokowania skazane na sukces, bo trudno sobie wyobrazić, żeby Polska odrzuciła propozycję nie do odrzucenia.
Tego rodzaju komentarze i analizy nie są moją specjalnością, ograniczę się więc do imponderabiliów. Po pierwsze – Wałęsa. Podejrzewam, że Biały Dom sondował możliwość choćby krótkiego spotkania Bush – Wałęsa (np. takiego jak Bush – Jarosław Kaczyński w Waszyngtonie), czyli tzw. photo opportunity, żeby cały świat, a zwłaszcza wyborcy w USA zobaczyli, jak ich prezydent ściska dłoń człowieka, który jest legendą Solidarności i symbolem walki o wolność. Takiego spotkania nie mogliby strawić bracia Kaczyńscy – jeden z nich wręcz powiedział, że były prezydent obraża obecnego prezydenta (co zresztą jest prawdą), więc trudno oczekiwać itd. Telewizja Publiczna, która nadała obszerną relację z lotniska w Rębiechowie, jak mogła unikała (zapewne przez przypadek) pełnej nazwy lotniska, które nosi imię Lecha Wałęsy. W normalnym dla naszej napuszonej propagandy języku, byłby to „Port Lotniczy im. Lecha Wałęsy”, ale na potrzeby dzisiejsze jest to „lotnisko w Gdańsku”.
Można mieć wiele zastrzeżeń zarówno do obecnego, jak i do byłego prezydenta RP, ale – przyznajmy – byłoby przyjemnie zobaczyć krótką migawkę ze spotkania Bush – Wałęsa, który w Stanach jest, obok JP II, najbardziej znanym Polakiem. Może młodsi z nas (bo ja na pewno nie) dożyją takiej chwili, kiedy nasi prezydenci nie będą sobie podawać nogi etc.
Po drugie – rezydencja na Helu. U schyłku III RP i w czasie kampanii wyborczej mówiono wiele o niezliczonych kosztownych rezydencjach, jakie utrzymywali Kwaśniewscy, zapowiadano wręcz ich sprzedanie w ramach taniego państwa. Już drugi rok żyjemy w tanim państwie i jakoś nie słychać, żeby pałacyk w Wiśle czy rezydencja w Helu były na sprzedaż. Wręcz przeciwnie, rządowa telewizja opowiada, jak świetnie czuła się tam kanclerz RFN, a teraz słyszymy od Busha, że było pięknie i smacznie, więc nawet kucharz się sprawdził. I dobrze, tak powinno być. Widocznie Kwaśniewscy dobrze to urządzili, bo narzekań nie słychać. Możemy się tylko cieszyć, że wczorajsza opozycja nie traktuje poważnie swoich zapowiedzi o sprzedaniu rezydencji. Punkt siedzenia określa punkt widzenia.
Co zaś tyczy się meritum, to wygląda na to, że tarczę będziemy mieli. W tej sprawie przemawia do mnie opinia Radka Sikorskiego, że tarcza zwiększa nasze bezpieczeństwo w stosunku do państw, które nam nie zagrażają i zmniejsza nasze bezpieczeństwo wobec państw, które nam zagrażają. Tarcza ma dla nas wiele wad – uzależnia nas jeszcze bardziej od USA, pogarsza i tak złe stosunki z Unią Europejską i z Rosją, osłabia naszą pozycję w NATO, ale chyba nie mamy lepszego wyjścia. To jest tak, jak z demokracją – ma wiele wad, ale niczego lepszego nie wymyślono. W zamian za iluzoryczne bezpieczeństwo, jakie oferuje nam Europa i wobec malejącego znaczenia NATO, jako gwarant naszego bezpieczeństwa pozostają nam tylko Stany Zjednoczone. Waszyngton dobrze o tym wie.