Profesor oskarża Niemcy
Artykuł prof. Z.Krasnodębskiego „Topniejące zaufanie do Niemiec” („Rz.”14 bm) przeczytałem w samolocie do… Niemiec, a konkretnie do Hamburga. Im wyżej unosił się samolot, tym bardziej chciałem go porwac i zawrócić do Polski, bo prof. K. mocno straszy Niemcami:
Głównym partnerem Niemiec na Wschodzie stała się Rosja – mimo naruszeń praw czlowieka, ograniczeń demokracji i neoimperialnej polityki.
Profesor, jeden z głównych ideologów IV RP, ma Niemcom za złe „kontynuowanie dawnego – kolonialnego – stosunku do krajów Europy Środko-Wschodniej”, a także utożsamianie swojego interesu narodowego z interesem europejskim. Niemcy są rzekomo przekonani, że reprezentują dobro wspólne, polityka historyczna służy im do legitymizacji własnej polityki zagranicznej, a w ogóle to „Niemcy wydają się coraz pewniejsze siebie”.
Ponieważ wszystkie ostre przedmioty zabrano mi na lotnisku, nie mogłem porwać samolotu, wylądowalem w Hamburgu i zacząłem myśleć jak Niemiec: Czy w Polsce polityka historyczna nie służy do uzasadnienia własnej polityki? Czy Polsce nie zależy na dobrych stosunkach z Rosja? Czy kiedy w USA jeszcze po II wojnie światowej Murzyni nie mieli równych praw, świat nie utrzymywał ze Stanami stosunków? Czy premier Kaczyński nie wybiera się aby do Chin? Czy Bush i Putin traktują Polskę mniej kolonialnie niż kanclerz Merkel? Czy nasz rząd nie przedstawia siebie jako „samego dobra” i nie utożsamia swoich starań o pierwiastek z interesami pozostałych, mniejszych i średnich, państw Unii? Czy wreszcie Polska, pod rządami braci K. nie jest ostatnio „coraz pewniejsza siebie” i ma być z tego dumna? I czy nie topnieje do nas zaufanie?
Argumenty profesora można więc odwrócić. Wieczorem, w wiadomościach telewizji ARD obejrzałem relacje z wizyty prezydenta Sarkozy`ego w Warszawie – obszerna, obiektywna, bez żadnych uszczypliwości czy akcentów neokolnialnych wobec Polski. Sprawodzawca mówił, że stanowisko Polski staje się bardziej elastyczne, Polska mniej mówi o umieraniu, a więcej o kompromisie. Pokazano nawet historyczny pocałunek prezydentów Francji i Polski „na niedźwiedzia”. Kiedy całował się Kwaśniewski, to była polityka poklepywania po ramieniu, służalcza, uniżona, natomiast prezydent Lech Kaczyński całuje w dobrze pojętym interesie narodowym. Okazuje się, że wszystko można odwrócić i każdego zdemaskować.
Pozdrowienia z Hamburga!