Ach, ci Polacy!
ROZKRADNĄ ZANIM ZBUDUJĄ
Niedawno przeczytałem, że budowa prowizorycznego „wiaduktu gdańskiego” (którego zamknięcie jest zmorą tysięcy warszawiaków), mogła rozpocząć się przed Wielkanocą, ale firma obawiała się (słuchajcie! słuchajcie!), że w trakcie świąt elementy stalowe zostaną rozkradzione (!), a zatrudnienie ochrony podniosłoby koszty. Nie wiadomo co bardziej podziwiać: złodziei, którzy potrafią rozkraść nawet ciężkie elementy stalowe, firmę, która nie ma złudzeń co do mieszkańców stolicy, czy wreszcie rodaków. Podczas gdy jedni przygotowują święcone i przestrzegają świątecznych obyczajów, inni ukradną nawet Most Kierbedzia. Nie jakieś drobiazgi, ale elementy stalowe! Kilka lat temu odwiedziłem osobę chorą w szpitalu na Woli. Pacjentka poprosiła o trochę wody. Kiedy wszedłem do łazienki, okazało się, że nad umywalką nie było kranu. – Co, znów ukradli? Przecież wczoraj był założony! – odpowiedziała mi pielęgniarka zapytana o wodę. I to wszystko działo się już w III RP, kiedy armatura była w każdym sklepie. Czasami nie mogę wyjść z podziwu nad naszym narodem, który od święta wypełnia kościoły i zapala świeczki, a na co dzień jest aż nadto zapobiegliwy i praktyczny.
GARBIĄ PLECY PRZED NIEMCAMI
We wczorajszej „Rz.” zainteresował mnie niewielki reportaż pod tytułem: „POLACY ZNÓW ZRYWAJĄ SZPARAGI”. Podtytuł: „Nasi rodacy garbią plecy, wygrzebując w pocie czoła cenne warzywa z niemieckiej ziemi. Spadek wartości złotego sprawił, że to zajęcie znów stało się atrakcyjne”. Wzruszony losem Polaków, którzy znów muszą zginać karki pod niemieckim butem, przeczytałem niewielki reportaż, z którego wynika, że Niemcy są potęgą szparagową (pozazdrościć!), ale bez polskich karków nie mogą się obyć, chętnych Rumunów jest za mało. Z tekstu wynika, że „Polacy nie narzekają”, ponieważ za schylanie karku w pocie czoła zarabiają 8 euro za godzinę. Wychodzi na to, że Polacy lubią męczyć się na niemieckiej ziemi i trzeba się cieszyć, że ciężko pracując można u nich zarobić. W dodatku rząd niemiecki do tego dopłaca. Więc po co był ten alarm, ten „pot z czoła” i ta „niemiecka ziemia”?
POKRZYWDZENI PRZEZ STEREOTYPY
Staraniem naszego konsulatu w Nowym Jorku, narożnik ulic w pobliżu polskiego przedstawicielstwa został nazwany imieniem Jana Karskiego – bohaterskiego kuriera z Warszawy, który podczas II wojny starał się wstrząsnąć sumieniami zachodnich aliantów w obliczu Holocaustu. Jan Karski to piękna postać w dziejach Polski i Stanów Zjednoczonych. Konsulatowi w N.Y.C. gratuluję, wiem, jak trudno taką inicjatywę przeprowadzić, zwłaszcza za granicą. Przy okazji jednak konsul generalny w N.Y., Krzysztof Kasprzyk (którego tą drogą pozdrawiam, gdyż wiem, że należy do naszych blogowiczów) powiedział m.in.: „Nie może być tak, że symbolem ratowania Żydów jest ‘dobry Niemiec’ – Oskar Schindler”. Co to – to nie, Panie Konsulu. Dlaczego „dobry Niemiec” Schindler ma być w cudzysłowie? Poza tym, mnie nie przeszkadza, że dla kogoś dobry Niemiec jest symbolem Dobra. Nie jestem przekonany do walki na symbole. Nie odpowiada nam, że upadek muru berlińskiego jest dla niektórych symbolem upadku komunizmu, a teraz znów nie podoba nam się Schindler. Innym znów razem nie podoba nam się, że Stauffenberg służy za symbol opozycji antyhitlerowskiej w Wehrmachcie, bo niektórzy biorą go za symbol w ogóle. Rodacy, przestańmy walczyć na symbole! Oddawajmy hołd bohaterom, ale pozwólmy innym mieć swoich bohaterów. Zamiast odwoływać się do ugiętych pleców na niemieckiej ziemi, cieszmy się, że Polacy – już dobrowolnie – mogą pracować u niemieckiego Bauera. Twórzmy dobre fakty, a symbole przyjdą same.
NARÓD NIE KUMA
Prof. Zbigniew Krasnodębski, który męczy się na niemieckim uniwersytecie w Bremie, a prostuje kości na Uniwersytecie Stefana Kardynała Wyszyńskiego w III RP, nie jest zadowolony z naszego narodu. W pamflecie na „Rewolucję Tuska” („Rz.), który zyskał już pewien rezonans na naszym blogu, czołowy Tuskojad ma wyraźnie narodowi za złe, że zamiast Kaczyńskiego wybrał Tuska. Naród bowiem – jak mówi młodzież – nie kuma. „Czego więc Polacy oczekują od rządu? – pyta profesor. Po pierwsze, żeby dobrze wypadał i dobrze ich reprezentował i nie przynosił im wstydu (…) Po drugie, żeby zostawił ich w spokoju (…) A po trzecie, by zapewnił im rozrywkę przez gnębienie i piętnowanie tych, którzy zostali uznani za wrogów publicznych”. Z dalszej części tekstu wynika, że naród nic nie rozumie. „Polacy nie mają pojęcia o polityce światowej, nie interesują się nią.(…) Dlatego tak łatwo przychodzi rządowi chwalić się rzekomymi sukcesami”. Panuje wręcz „Niechęć do wysiłku intelektualnego i politycznego…” Ta niechęć do wysiłku intelektualnego i politycznego nie dotyczy jednak Profesora, który wysilił się i bije na alarm z powodu Platformy, że buduje partię szerokiego spectrum, „traktuje Polaków nie jak obywateli, lecz jako manipulowaną masę”, dąży do zniszczenia PiS, lekceważy wolność słowa, badań naukowych i uniwersytetów (Zyzak!), stanowi największe od 1989 r. zagrożenie wolności i suwerenności Polaków. Pan Profesor może mieć takie poglądy, ja też nie jestem entuzjastą PO (z innych przyczyn), ale dlaczego się dziwi, że partia Tuska traktuje ludzi jak masę, skoro – jego zdaniem – rozleniwiony naród nic nie kuma?