Mea culpa Platformy
Wydarzeniem minionego tygodnia (obfitującego zresztą w wiele zdarzeń, m.in. porażkę „hazardową” Platformy, niestandardowe zachowanie władz w sprawie niestandardowych procedur, konflikt o radiową Trójkę) było przemówienie posła PO, Arkadiusza Rybickiego, w Sejmie, w sprawie nowelizacji ustawy o IPN.
Podzielam pogląd Jacka Żakowskiego (Radio TOK FM), że dawno już nie było w naszym Sejmie przemówienia na takim poziomie, z taką klasą. Zainteresowanych odsyłam do lektury (m.in. w „GW”, 9 stycznia 2010), a sam przytoczę lub omówię tylko fragmenty. Nie powinny utonąć we wrzawie na temat hazardu, służby zdrowia, czy zabiegów PiS wokół Polskiego Radia, lub zmiany wizerunku Lecha Kaczyńskiego – prezydenta jednej partii, który przechodzi do tworzenia Rady złożonej z mędrców różnych ugrupowań.
Wyjątkowe było to, że poseł Rybicki, w imieniu Platformy, spełnia – przynajmniej częściowo – obietnicę wyborczą PO i proponuje zmianę Ustawy o IPN, wskazując na jej liczne błędy. Późno, bo późno, ale Platforma choć w części przyznaje, do czego doprowadziła polityka lustracyjna POPiS. „Kandydatem do współpracy często zostawało się bez jakiegokolwiek kontaktu z SB – mówił. Oni po prostu typowali, że X by się im przydał, i dopiero zaczynali do niego podchodzić, osaczać go, prowadzić swoje gry – z efektem oczywiście różnym. Tak więc wśród kandydatów na TW byli ludzie, którym należał się absolutnie status pokrzywdzonego, oraz tacy, którzy stali się zwykłymi agentami. Mnóstwo ludzi, w tym wielu szanowanych i znanych obywateli, poczuło się pomówionych. (…) Powstało całkowite zamieszanie, co która lista oznacza i czym się różnili tajni współpracownicy UB i SB od osób przez nich inwigilowanych”. (Dodajmy, że byli autorzy z kręgów IPN oraz ich sojusznicy celowo wrzucali wszystkich do jednego worka).
Wszystko to była woda na młyn polityki PiS, wedle której III RP jest tworem stworzonym i zarządzanym przez SB. „Lista Wildsteina (…) idealnie trafiała w rozbudzone przez PiS zapotrzebowanie społeczne na agentów…”
Poseł Rybicki przypomniał, w jaki sposób PiS opanował IPN, a zwłaszcza w jaki sposób prof. Janusz Kurtyka został jego szefem (dzięki tajemniczemu pojawieniu się „dokumentu” o rzekomej współpracy Andrzeja Przewoźnika – jego głównego rywala do stanowiska szefa IPN). A.P. został później oczyszczony przez sąd lustracyjny, ale było już za późno. Zresztą, o czym poseł Rybicki nie mówił, wyroki sądowe były wielokrotnie publicznie kwestionowane.
Podobna próba dyskredytacji został podjęta wobec wybitnego znawcy dziejów opozycji, członka Kolegium IPN, Andrzeja Grajewskiego, który nie poparł kandydatury Kurtyki. Jego też usiłowano potem zdyskredytować jako rzekomego agenta WSI. Takie metody stosowali dżentelmeni z PiS/IPN. Poseł Rybicki uderzył się w piersi PO: „Platforma Obywatelska popełniła błąd, kierując się opinią Jana Marii Rokity, którego Kurtyka był kolegą, głosując za jego kandydaturą”. Za mało, Panie Pośle, bo to nie był jedyny błąd Platformy w sprawie lustracji.
W dalszym ciągu przemówienia, poseł wskazał na ważne uchybienia w prowadzeniu IPN, m.in. pozostawienie przez pewien czas prezesa Kurtyki bez kontroli, przekroczenie granicy pomiędzy historią a bieżącymi zadaniami politycznymi (delegowanie dra Cenckiewicza do komisji likwidacyjnej WSI), dziwne przecieki do gazet, które podzielały pogląd PiS o agenturalnym charakterze „układu”, który miał rządzić Polską.
To dobrze, że Arkadiusz Rybicki w imieniu swojej partii wygłosił poważne i przemyślane wystąpienie (w którym wyraził się z uznaniem o części dorobku naukowego IPN), ale – jak zwykle u Platformy – było to wszystko połowiczne. Platforma powinna uderzyć się w pierwsi nie tylko za wybór Janusza Kurtyki, ale także za działalność IPN i jej konsekwencje, przed którymi wiele osób przestrzegało. Nie jest więc tak, że mądry Polak po szkodzie. Byli Polacy mądrzy przed i w czasie szkody, że wspomnę choćby publicystykę takich osób jak Andrzej Romanowski, Adam Michnik, Bronisław Łagowski. Niedawne, „cudowne” uniewinnienie nuncjusza Kowalczyka w ostatnich dniach, świadczy o tym, że nie wszystko było – minęło. Zmiany w ustawie proponowane przez Platformę ( zastąpienie politycznego kolegium przez apolityczną, fachową radę, złożoną z kandydatów środowisk naukowych, ograniczanie kompetencji i pozycji prezesa), mogą okazać się niewystarczające. Nie jest jasne czy i ew. na jakich zasadach miałoby nastąpić otwarcie wszystkich zasobów. Ale – jak by nie było – zmiany proponowane przez Platformę idą we właściwym kierunku. Szkoda, że za mało i za późno, dopiero w trzecim roku swoich rządów. W każdym razie – obok rozdzielenia funkcji Prokuratora Generalnego i ministra Sprawiedliwości – jest to jedna z tych obietnic, które Platforma usiłuje spełnić. Dobre i to.