Prawa nóżka
Nieraz już wspominałem o tym jak sprawnie działa prawica, jak na tle niemrawej lewicy, środowiska konserwatywne potrafią się organizować, uruchamiać protesty (np. do ministra Kultury w sprawie dotacji dla czasopism) , bronić swoich w mediach publicznych, podpisywać protesty i listy zbiorowe. Widać to wyraźnie w mediach i w środowisku dziennikarskim. Nie tak dawno prawica wzięła górę w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich, gdzie wybrane zostały nowe władze, na czele których stanął Krzysztof Czabański, który przeszedł daleką drogę od PZPR do Solidarności, potem stał na czele PAP, Polskiego Radia IV RP (skąd wywalił dziesiątki, jeśli nie setki osób z ancien reżimu), głosami prawicy został szefem SDP, ale na krótko, bo zaraz okazał się kandydatem PiS w wyborach do Sejmu, więc jego miejsce zajął Krzysztof Skowroński, który także odbył długą drogę ku prawicy.
Kiedy prywatny wydawca, Grzegorz Hajdarowicz, kupił wydawnictwo Presspublika, i jego perłę w koronie – „Rzeczpospolitą” oraz tygodnik „Uważam Rze” – Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich pod nowym zarządem zatroszczyło się o wolność słowa i o los swoich faworytów. 22 bm prezes SDP, red. Skowroński, oraz jego zastępcy, Agnieszka Romaszewska-Guzy oraz Piotr Legutko, wystosowali list, a może wręcz apel, do Hajdarowicza, w którym apelują „o umożliwienie kontynuowania pracy redakcji w obecnym składzie. To byłby ważny i pozytywny sygnał dla znacznej części opinii publicznej i środowiska dziennikarskiego”.
Jest to kuriozalny apel, jakiego przedtem nie było. Hajdarowicz kupił gazetę i tygodnik, nikogo nie zwolnił (choć w mediach trwa zaciskanie pasa), a organizacja dziennikarska sygnalizuje, że pozostawienie dotychczasowego składu redakcji byłoby „pozytywne”. Po spontanicznych demonstracjach pod budynkiem „Rzeczpospolitej” kilka lat temu, w obronie red. Wildsteina, i przed gmachem radiowej Trójki, w obronie Krzysztofa Skowrońskiego, teraz jedyna chyba organizacja dziennikarska, staje w obronie takiego składu redakcji, jaki tej organizacji politycznie odpowiada. SDP nie broniło zespołu, kiedy Hajdarowicz kupował „Przekrój”, nie broniło redaktorów „Ozonu”, „Trybuny”, „Dziennika” i innych pism, które padły – teraz natomiast broni dziennikarzy dwóch organów, ewidentnie z powodów politycznych. Oto, co stało się ze Stowarzyszeniem, które co prawda odgrywa rolę marginesową, ale pod nowym zarządem zamierza się wybić na „głos wolny, wolność ubezpieczający”.
Sądziłem, że Hajdarowicz przejdzie nad listem do porządku dziennego, zapowiadał, że będzie robił gazetę konserwatywno – liberalną i demokratyczną, SDP nie ma większego znaczenia, a poza tym żaden biznesmen nie lubi jak mu krępować ruchy, ale nowy właściciel Presspubliki pokazał pazur. Podziękował SDP za „troskę i chęć pomocy”, w prowadzeniu wydawnictwa. „Liczę, że w kolejnych listach znajdę konkretne biznesplany pozwalające sfinansować działalność Presspubliki” – napisał. „Widząc, jak autentyczna jest Państwa troska o losy ‘Rzeczpospolitej’ i ‘Uważam Rze’, proszę również, bez wahania, zabiegać o dotacje i reklamodawców, którzy pomogą nam zrealizować nasz wspólny cel, jakim jest rozwój wydawnictwa”. Zaapelował też, by listy do niego były przesyłane na adres ‘Rz’ zanim zostaną opublikowane na licznych forach i w mediach. Hajdarowicz nie pożałował ironii nowym władzom SDP – pogratulował im wyboru i wyraził nadzieję, że SDP wróci do czasów świetności, „kiedy to było głosem zdrowego rozsądku dla środowiska dziennikarskiego”.
O Grzegorzu Hajdarowiczu, jako o wydawcy, wiadomo niewiele, na szersze wody wypłynął niedawno. Widać jednak, że umie pisać, ma poczucie humoru, potrafi być złośliwy i pokazać pazury. Nowym władzom SDP dał do zrozumienia, jak mogą mu najlepiej pomóc. Wyszło na to, że ich apel może się okazać niedźwiedzią przysługą dla ulubieńców prezesa Skowrońskiego. Zwłaszcza po wyborach przegranych przez PiS. Ale na pewno jest to kolejny przykład aktywności, troski o swoich, wierzgania „prawej nóżki”.